Sygnały, że porwanie Krzysztofa Olewnika zleciła jego rodzina, policjanci otrzymywali od swoich informatorów ze świata przestępczego. Odkryli je prokuratorzy z Gdańska w teczce z dokumentami tajnej operacji "Carlos", jaką CBŚ prowadziło w latach 2004-2006. Dziś - jak pisze "Dziennik" - okazuje się, że tego typu informacje inspirował przyjaciel Krzysztofa, Jacek K. Zdaniem gazety, Jacek K. chciał w ten sposób oddalić od siebie podejrzenia o porwanie.
- To bardzo prawdopodobne i wcale mnie to nie dziwi. Przecież od początku część policjantów lansowała nieprawdziwą informację, że Krzysztofa nie porwano, że było to samouprowadzenie. Niby dlatego, że wykupiliśmy mu wysokie ubezpieczenie w Kanadzie - powiedział w rozmowie z gazetą Włodziemierz Olewnik, ojciec Krzysztofa.
Jacek K. podrzucał policji fałszywe tropy na tyle skutecznie, że dopiero przed miesiącem został aresztowany za udział w porwaniu.
Oprócz tego śledczy badają, czy policjanci sami nie pisali fałszywych notatek, aby chronić porywaczy i ich prawdziwych zleceniodawców.
- Nie mam wątpliwości, że część funkcjonariuszy chroniła gangsterów, którzy porwali mi syna - stwierdził Włodzimierz Olewnik. Opowiedział, jak w 2005 roku policjanci, przeszukując pomieszczenia, w których jeden ze skazanych za porwanie, Wojciech Franiewski, trzymał przedmioty z napadów, znaleźli należący do Krzysztofa zegarek. Przedmiot rozpoznała siostra porwanego, Danuta.
- Ale policjanci uwierzyli Jackowi K., który powiedział, że zegarek syna miał jakieś rysy lub pęknięte szkiełko, a ten znaleziony u Franiewskiego takich nie ma - powiedział Włodzimierz Olewnik.