- Dlaczego?! Dlaczego?! - ze łzami w oczach pytają znajomi przyjaciół, którzy spędzili z nimi ostatnie godziny życia.
Tajemnicze samobójstwo wstrząsnęło małą wioską pod Rydzyną. Wszyscy zadają sobie tylko jedno pytanie: Dlaczego oni?
Dochodziła godz. 21. Był pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, gdy maszynista pociągu ze Szklarskiej Poręby do Poznania dosłownie zamarł w swojej lokomotywie. Na tory w okolicach Leszna nagle weszło dwóch chłopców. Na wyhamowanie było już za późno. Choć maszynista trąbił i rozpaczliwie mrugał światłami, oni zamiast uciec i ratować swoje życie, czekali aż maszyna uderzy w ich młode ciała. Nie mieli żadnych szans na przeżycie.
A jeszcze kilka godzin wcześniej byli roześmiani. Jak zwykle w święta umówili się z paczką swoich znajomych z rodzinnej wioski. Pierwszy dzień Bożego Narodzenia chcieli spędzić wspólnie. Pod wieczór razem poszli do jednego z barów. - Tam była dziewczyna Mariusza, oni się trochę posprzeczali - opowiadają koledzy chłopaków, którzy w pewnym momencie wyczuli, że zdarzy się coś niedobrego. Mariusz i Mateusz razem wyszli z pubu. Pobiegli w kierunku torów. - Mariusz wysyłał SMS-y, żeby pożegnać od niego rodziców - mówią wstrząśnięte nastolatki. Na reakcję było już jednak za późno. Pociąg okazał się szybszy...
Wciąż nie wiadomo, co tak naprawdę pchnęło chłopców do tego dramatycznego kroku. Nie zostawili żadnego listu, żadnej wiadomości, która wyjaśniałaby motywy ich działania. Dziś odbędzie się sekcja zwłok przyjaciół.