Ich życie dopiero się zaczynało... Marcin Leszczyński (+19 l.) i Mateusz Niemyjski (+20 l.) pochodzili z sąsiednich miejscowości Wyszonki-Klukówek i Wyszonki-Nagórki. Znali się od dziecka, razem służyli w OSP, uczyli się w tej samej szkole zawodowej w Wysokiem Mazowieckiem. Młodszy z nich chciał zostać mechanikiem i wyjechać do Austrii w poszukiwaniu pracy. Starszy zdobył zawód drukarza. W szkole zaprzyjaźnili się z Jakubem Męteckim (+19 l.) z miejscowości Brzóski-Tatary, który uczył się na mechatronika.Feralnego dnia jeździli seatem Mateusza. Najstarszy z przyjaciół miał tego dnia o godz. 15 stawić się po raz pierwszy do pracy w drukarni. - Wpadł do domu tylko na chwilę, by się przebrać. Tak się cieszył z tej pracy - opowiada babcia 20-latka, Krystyna (83 l.). Za kierownicą należącej do przyjaciela osobówki usiadł Marcin, który prawo jazdy miał dopiero od miesiąca. Po drodze chcieli odwieźć do domu Jakuba. On siedział na tylnej kanapie auta.Podróż przyjaciół skończyła się tuż po godz. 14 na niestrzeżonym przejeździe kolejowym we wsi Średnica-Maćkowięta. Z nieustalonych dotąd przyczyn wjechali wprost pod lokomotywę, a rozpędzony kolos wlókł zmiażdżony wrak auta z uwięzionymi w nim ciałami przyjaciół przez blisko pół kilometra. - To naprawdę byli fantastyczni chłopcy - powtarza jak w transie mama Marcina, Danuta Leszczyńska (60 l.). - Mateusz był moim oczkiem w głowie. Jak można takiego młodego człowieka do grobu położyć - zalewa się łzami babcia 20-latka. Rodziny Marcina i Mateusza zdecydowały, że przyjaciele będą mieli wspólny pogrzeb i spoczną w sąsiednich mogiłach. Do przygotowań ceremonii żałobnej włączyli się druhowie z OSP.Przyczyny wypadku badają policjanci. Analizowane są między innymi nagrania z kamer z lokomotywy.
Zobacz też: Grażyna Torbicka pożegnała ojca. Henryk Loska NIE ŻYJE