To rozbój w biały dzień! Szpitale toną w długach, pacjenci miesiącami czekają na wizytę u specjalisty, a leniwe urzędasy z NFZ przyznają na podwyżki 22 mln zł!
Już teraz przeciętna płaca w NFZ wynosi aż 4800 zł. Według przedstawicieli Funduszu podwyżki są jednak konieczne. Dlaczego? - Brakuje nam specjalistów - mówi Andrzej Troszyński z biura prasowego NFZ. Pacjentów i pracowników służby zdrowia takie tłumaczenia rozwścieczają. - To jawna niesprawiedliwość. Po 20 latach opieki nad ciężko chorymi mam 1680 zł - złości się Marzena Stępień (42 l.), pielęgniarka ze szpitala w Lipsku (woj. mazowieckie). Od 18 listopada głoduje tam 20 sióstr. Tym jednak NFZ się nie przejmuje. Podobnie jak schorowanymi pacjentami. - Co miesiąc muszę żebrać w NFZ o więcej worków stomijnych, bo jestem po raku jelita grubego. To takie upokarzające! - oburza się Stanisław Drżał (66 l.) z Rzeszowa.
Także politycy opozycji nie mają złudzeń: NFZ kpi sobie z pacjentów. - Szpitale grożą strajkami, Polacy mogą zostać bez opieki, a urzędnicy upominają się o podwyżki. To skandal - grzmi Bolesław Piecha z PiS. - To nieporozumienie - dodaje Marek Balicki (55 l.) z lewicy.
Posłowie opozycji nie mogą jednak zablokować tych skandalicznych podwyżek. Plan finansowy Funduszu opiniują ministrowie finansów i zdrowia. Mamy nadzieję, że minister Ewa Kopacz zrobi z tym porządek.