Marcin K. miał pecha, że pożyczył 200 zł od brata Leszka A. Gdy ten dowiedział się o długu, postanowił sam ściągnąć nie swoją należność i nieźle się przy tym zabawić. Do pomocy dobrał sobie kumpla. Marcin K. nie potrafił przeciwstawić się dwóm bandytom. Oddawał drobne sumy, po 20, 40 zł. Łącznie 190 zł! Ale zwyrodnialcom nie o pieniądze chodziło. Niepełnosprawny idealnie nadawał się na worek treningowy. Podjeżdżali do niego na ulicy, kazali wsiadać do auta, bili po drodze. Każdy wyjazd kończył się w domu Leszka A., gdzie przypalali Marcina K. pogrzebaczem. - Kazali mi robić takie rzeczy, że wstydzę się mówić - opowiadał przed sądem maltretowany mężczyzna. Jego koszmar skończył się w czerwcu. Oprawcy wtedy dotkliwie pobili go, a potem zawieźli do Lublina do brata, który miał dać mu pieniądze na oddanie długu. Gdy czekali na swoją ofiarę, zatrzymała ich policja.
Leszek A. i Albert W. nie przyznają się do winy. Okrutnikom grozi 5 lat więzienia.
None