Przywiozłam 43 róże dla męża

2008-07-25 3:05

Głęboka 15-metrowa przepaść, w którą rok temu runął autokar z polskimi pielgrzymami, paraliżuje. Renisława Fusiarz (64 l.) ze Świnoujścia patrzy w nią i z trudem opanowuje wzruszenie. Wszystko dookoła przypomina jej o największym, życiowym dramacie. - Pojechaliśmy wspólnie podziękować Bogu za 43 lata naszego małżeństwa... I to tutaj śmierć nas rozdzieliła - wyznaje zrozpaczona kobieta.

Była niedziela, 22. lipca 2007 roku, godzina 9.30. Polscy turyści, głównie z Pomorza Zachodniego, wracali z pielgrzymki po sanktuariach maryjnych Europy, gdy w przepaści, w płonącym autokarze śmierć odszukała 26 z nich. Wśród ofiar był ukochany mąż pani Renisławy, Mieczysław ( 65 l.).

Liczyliśmy, że tata ocalał

To był ich pierwszy wspólny wyjazd od lat. Nigdy wcześniej nie byli razem tak daleko i na tak długo. Wychowali trójkę dzieci, przeszli na emeryturę i ich życie miało się dopiero zacząć. - Byli tacy szczęśliwi, a los był dla nich tak niesprawiedliwy -mówi nam pani Marzena, córka Fusiarzów. - Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy dowiedzieliśmy się o wypadku i czekaliśmy, aż lista ofiar zostanie potwierdzona. Wiedzieliśmy już, że mama została ciężko ranna, ale przez cały czas żyliśmy nadzieją, że nazwiska taty nie będzie na liście tych, którzy zginęli... - dodaje.

Wróciła po roku

Na samo wspomnienie tamtych wydarzeń jej oczy zaczynają się szklić. Kobieta mówi nam, że samego wypadku nie jest w stanie sobie przypomnieć, ale wszystko to, co wydarzyło się po nim - na zawsze wryło się w jej pamięć. Choć w wypadku ucierpiała podwójnie: straciła męża, a sama musiała walczyć o życie, mówi, że musiała wrócić w to miejsce. Po kilkumiesięcznej rehabilitacji pani Renisława chodzi z trudem, a jej ciało pokrywają szpecące blizny po poparzeniach i przeszczepach skóry, ale nie mogło jej pod Grenoble zabraknąć.

W pierwszą rocznicę katastrofy razem z ponad 80 osobami z rodzin ofiar i tymi, którzy ucierpieli w wypadku, wsiadła do specjalnego rządowego samolotu. Zeszła w dolinę rzeki Romanche, nad brzegiem której spłonął autokar, dotknęła tej ziemi i postawiła na niej znicze. Później przyłożyła dłoń do kamienia, na którym wyryto: "Mieczysław Fusiarz". 26 kamieni z nazwiskami wszystkich ofiar koszmarnego wypadku składa się bowiem na granitowy pomnik, kształtem przypominający piramidę, który w pierwszą rocznicę katastrofy stanął przy feralnym zakręcie w Vizille. - Byli skromnymi ludźmi, tak jak skromna jest ta pomnikowa płyta - podkreślał ktoś w przemówieniu. - Te kamienie są ciepłe, tak jakby wciąż żyły - odpowiedział szeptem głos z tłumu.

- Przywiozłam mu 43 czerwone róże, tyle, ile lat byliśmy małżeństwem. Czerwień zawsze była naszym kolorem, to przecież kolor miłości - powiedziała pani Renisława. I gdy tylko część oficjalna uroczystości i wszystkie przemowy polskich i francuskich dostojników dobiegły końca - wzruszona kobieta (wciąż poruszająca się o kulach) podeszła do pomnika i mimo ogromnego bólu w nogach przyklęknęła przed nim. Z nabożeństwem złożyła swój różany wieniec, który przywiozła aż ze Świnoujścia. W tej pozycji pani Renisława tak jakby zastygła na kilka minut, po czym wstała, a jej twarz pokryła się łzami. - Nie wiem, co teraz czuję... Tyle emocji jak na jeden dzień - łkała. Przy jej wieńcu zawieszona była mała żółta karteczka. - Co pani na niej napisała? - pytam. -Napisałam "Kocham Cię, żona"...- usłyszałam.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki