O tragedii malutkiego Alanka Zakrzewskiego (14 mies.), którego zaatakował amstaff ojca, pisaliśmy w kwietniu tego roku. Bestia rzuciła się na dziecko, odgryzła mu nosek, wyrwała wargę i ostrymi jak brzytwa zębami rozorała policzek. Chłopiec przeszedł już jedną bolesną operację. Ale zanim lekarze zrekonstruują mu twarz, czeka go jeszcze wiele ciężkich zabiegów.
Przeczytaj koniecznie: Nowe Granne: Pies Misiek chciał odgryźć głowę 6-letniej Kasi
Ojciec chłopca trafił do aresztu. Czeka tam na proces i wyrok za narażenie dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia. Amstaff, którego odwieziono do schroniska, miał zostać uśpiony. - Nasi wolontariusze odwiedzają tego psa co tydzień - mówi Dorota Czerwiec z fundacji Alarmowy Fundusz Nadziei na Życie. - Chcemy go ratować.
Jej zdaniem, psychoterapia w specjalnym ośrodku w Bogatyni może zmienić krwiożerczą bestię w łagodnego przyjaciela ludzi. To wprawdzie wydatek kilku tysięcy złotych, ale działaczka fundacji uważa, że to nie problem. - Koszt terapii pokryją sponsorzy - deklaruje.
Pieniędzy na kolejne zabiegi będzie potrzebował też pogryziony przez psa Alanek. Czy obrończyni praw zwierząt nie wolałaby raczej pomóc dziecku niż psu? - My jesteśmy organizacją prozwierzęcą... - kwituje sucho Dorota Czerwiec. - To smutne, że dla niektórych ludzi zwierzęta mają o wiele większą wartość niż małe dziecko - mówi pani Lucyna Zakrzewska (51 l.), babcia Alanka.