Jan M. (+64 l.) w środę o godz. 14.30 przyjechał taksówką do Pomiłowa (woj. zachodniopomorskie), do swojego kolegi. Miał u niego spędzić kilka dni. Kierowca taksówki pomógł niepełnosprawnemu pasażerowi po amputacji nóg wysiąść z auta i przesiąść się na wózek inwalidzki. Widział to właściciel posesji Ignacy A. i przyszedł po bagaże kolegi. W tym czasie Jan M. wjechał już na wózku za furtę. Widział psy kolegi, ale te jakby w ogóle nie zareagowały na obecność obcej osoby. Inwalida był blisko wejścia do domu, gdy nagle psy rzuciły się na niego. Cztery kundle szarpały mężczyznę i atakowały jak oszalałe. Zdarły z niego spodnie, przewróciły. Wbijały się kłami, gdzie popadnie, aż zagryzły.
Wszystko to widział Stefan Paliński (62 l.). - Inwalida był cały we krwi, leżał na ziemi, a na nim właściciel psów, który próbował go jeszcze chronić przed tymi bestiami. Ale to już nic nie dało - mówi mężczyzna. Na miejsce wezwana została policja, prokurator, lekarz, który stwierdził zgon Jana M., i weterynarz. Psy zostały uśpione.
Zobacz także: Patologia... Rodzice imprezowali przy niemowlaku, aż zasnęli