- Przez cztery lata ten człowiek snuł się za mną jak cień. Twierdził, że chce mnie chronić, bo tata mnie "więzi". Wymyślił "mafię muzyków", która chce mnie skrzywdzić - wspomina roztrzęsiona Jagoda Plackowska z Mysłowic.
Dramat nastolatki zaczął się niepozornie. Piotr G. pojawił się na przystanku autobusowym, z którego codziennie jeździła do szkoły. Próbował zagaić rozmowę, ale Jagoda nie dała się wciągnąć. Do głowy jej nie przyszło, że od tej pory jej życie zamieni się w piekło. Przez cztery lata psychopaty ani prośbą, ani groźbą nie udało się przekonać, żeby dał spokój niewinnej dziewczynie.
- Potrafił siąść naprzeciw niej w autobusie i całą drogę patrzeć jej głęboko w oczy - mówi Adam Plackowski (48 l.), ojciec nękanej nastolatki. - Zdarzało się, że dzwonił po nocy do drzwi naszego domu, a kiedy wyłączyłem dzwonek, tłukł pięściami - dodaje mężczyzna, który do dziś drży o zdrowie i życie swojej córki.
- Nie czekałem z założonymi rękami, aż ten człowiek zrobi krzywdę mojemu dziecku. Zadzwoniłem na policję. Dostał dozór policyjny i zakaz zbliżania się do Jagódki na mniej niż 500 metrów - mówi ojciec.
Piotr G. ani myślał stosować się do polecenia prokuratora. Jak gdyby nigdy nic przez całe miesiące śledził i nagabywał Jagodę. By zapewnić bezpieczeństwo przerażonej dziewczynie, zrozpaczony ojciec o psychopatycznym prześladowcy opowiedział lokalnym mediom. - Dopiero wtedy aresztowano człowieka, który zamienił życie Jagódki w koszmar - żali się pan Adam.
Piotr G. trafił za kratki jedynie na dwa miesiące. - To cisza przed burzą. Jego trzeba leczyć, a nie trzymać w więzieniu - mówi drżącym głosem Jagoda, która jest przekonana, że gdy tylko Piotr G. wyjdzie z aresztu, będzie dalej zatruwać jej życie. - On już zniszczył mi życie. Co jeszcze może zrobić? - mówi dziewiętnastolatka, kryjąc zapłakaną twarz w dłoniach.