Zgłoszenie oficer dyżurny przyjął o 19:30. I natychmiast wysłał interwencyjny patrol do supermarketu przy ul. Broniewskiego. I było tak, jak zgłaszali przestraszeni obywatele. Dwóch gości, jako tako trzymających się jeszcze na nogach, prezentowało ogółowi sztukę władania wakizashi i tanto. Przestali, gdy zauważyli policjantów. Na podorędziu wymyślili legendę. „Przekazali policjantom, jak wyjaśnili, znalezione w koszu na śmieci przedmioty zamierzali sprzedać w antykwariacie” - komunikuje (27 maja) pszczyńska policja. Rzecz w tym, że nawet w lombardzie pod zastaw tych „mieczy” nie mogliby pożyczyć na flaszkę. Zresztą, mieli już dość picia, bo alkomat pokazał, że mają w sobie po 2 promile alkoholu. Miecze tyle miały wspólnego z oryginałami, ba nawet z wiernymi kopiami, co deszcz z pustynią.
„Nie zmienia to jednak faktu, że głownia, która stanowi integralną część miecza, była wykonana z metalu i z jednej strony była zaostrzona. Właśnie te elementy będą brali teraz pod uwagę policjanci zajmujący się tą sprawą. Ocenią, czy wymachiwanie przez mężczyzn w miejscu publicznym takimi przedmiotami można uznać za niebezpieczne i czy okoliczności ich posiadania mogły wskazywać na zamiar użycia ich w celu popełnienia przestępstwa”. Do więzienia za ten pokaz ken-jutsu do więzienia raczej nie trafią, w końcu nie rozpłatali nikogo, ale muszą się liczyć z jakąś formą ograniczenia wolności i uiszczeniem grzywny; co najmniej 3 tys. złotych.