Przybył opuścił szpital na własne życzenie w nocy z piątku na sobotę. Na jego twarzy nadal widoczna jest rana po postrzale z pistoletu. Blizna jeszcze długo będzie przypominała o dramatycznych wydarzeniach w prokuraturze wojskowej.
Wczoraj z Przybyłem próbowali porozmawiać pod domem dziennikarze TVN24, jednak prokurator ich zbył. - Nie będzie żadnych komentarzy. Absolutnie nie udzielam już żadnych informacji ( ). Ja muszę normalnie funkcjonować, tak że uprzejmie proszę ( ). Nie chciałbym teraz zrobić krzywdy nikomu, wyjeżdżam, muszę jechać po leki - powiedział jedynie. Co miał na myśli, mówiąc o niezrobieniu nikomu krzywdy - tego nie wiadomo. Wczoraj jego telefon milczał.
W sprawie postrzału w policzek toczy się cały czas postępowanie przed Wojskową Prokuraturą Okręgową w Warszawie.