Wszystko zaczęło się od wykroczenia drogowego, jakiego dopuścił się kierowca leciwego malucha. Przejechał przez skrzyżowanie na czerwonym świetle. Pech chciał, że widzieli to policjanci, którzy postanowili zatrzymać wyraźnie spieszącego się mężczyznę.
Przeczytaj koniecznie: Kupił malucha, żeby zaimponować
Radiowóz ruszył w pościg, a kierowca fiata, zamiast się zatrzymać, wcisnął gaz do dechy. Tak jak można się było spodziewać, leciwe auto nie uciekało w szalonym tempie, ale na wszelki wypadek do pościgu dołączył jeszcze drugi policyjny wóz.
Ostatecznie "spektakularna" ucieczka zakończyła się, gdy 29-latek, który siedział za kółkiem stwierdził, że samochód jest jednak zbyt słaby. Zatrzymał się, uciekł i schował w drewnianej szopie na jednej z posesji. Ale i tu nie popisał się myśleniem. Policjanci odnaleźli go z łatwością, bo zostawił wyraźne ślady na śniegu!
- Ukradłem go, dlatego uciekałem - przyznał się po zatrzymaniu.
Patrz też: Zamknął sarnę w maluchu i... poszedł do pracy
Najciekawiej zrobiło się jednak, gdy funkcjonariusze sprawdzili, kim jest miłośnik wyścigów maluchem. Okazało się, że Radosław Z. ma wyjątkowo bogatą kartotekę.
Miał już orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów za jazdę pod wpływem alkoholu, był poszukiwany listem gończym, a w rodzinnym Zabrzu (śląskie) czeka na niego cela za popełnione wcześniej przestępstwa. Poza tym w momencie zatrzymania miał 0,8 promila alkoholu we krwi, nie miał prawa jazdy, a kilkadziesiąt minut wcześniej próbował ukraść kobiecie torebkę, jadąc na rowerze. Na kradzionym rowerze, oczywiście.