Okazuje się, że bąki można puszczać, owszem, ale przy tym trzeba mieć zaplecze, które w momencie, gdy rozlegnie się ten niewygodny dźwięk, będzie robić wszystko, by to zagłuszyć. A ja nie mam takiego zaplecza. I nawet się nie zanosi, żebym miał. Stąd pewnie ten niesmak na twarzy mojej ukochanej połowicy.
Podzieliłem się tymi spostrzeżeniami ze szwagrem. On, łebski gość, pomyślał krótką chwilę i trochę zaburzył mój wywód, rzucając celne pytanie: - A kto jest zapleczem Nelli Rokity, kiedy to ona naje się tej nieszczęsnej fasolki po bretońsku?