Legenda KGB: Putin kłamie jak Stalin

2008-11-26 9:00

Strzały do Lecha Kaczyńskiego w Gruzji mogły być inspirowane na Kremlu - ocenia były oficer sowieckiego wywiadu Wiktor Suworow.

"Super Express": - Prezydent Lech Kaczyński jest przekonany, że kilka dni temu w Gruzji strzelali do niego Rosjanie...

Wiktor Suworow: - W dziejach ZSRR i w dziejach współczesnej Rosji ster władzy trzymały różne ekipy władz i różni przywódcy. Dwóch z nich - Stalin i Putin - mają wyraźną cechę wspólną. To kryminalny stosunek do polityki wewnętrznej i zagranicznej.

- Co o niej świadczy?

- Zabójstwa dziennikarzy i wrogów politycznych.

- Czyżby inne ekipy nie stosowały takich metod?

- Oczywiście, ale w innym stylu. Na przykład za rządów Chruszczowa zamordowano ukraińskiego nacjonalistę Stepana Banderę i bardzo skrzętnie zacierano ślady, nie nosiło to znamion manifestacji. Tymczasem obecnie stoczyliśmy się do pełnego stalinizmu. Jest tak jak wtedy, gdy agent NKWD Ramon Mercader zamordował Trockiego, aby cały świat poznał przesłanie Stalina: jestem silny, bójcie się mnie.

- Powinniśmy się bać?

- Nie.

- A zatem dlaczego nie?

- Gdy istnieją problemy wewnętrzne, którym politycy nie potrafią zaradzić, zaczynają szukać sposobów ich rozwiązania na zewnątrz. Na przykład w latach 1902-1904 Rosja borykała się z bardzo dużymi problemami ekonomicznymi. Ktoś podpowiedział carowi, że przydałaby się jakaś niewielka zwycięska wojna. I zrobiono wszystko, aby doprowadzić do wojny z Japonią. Uściślając: Rosja nie napadła, ale zrobiła wszystko, żeby zostać napadnięta. Tak też się stało, tyle że była to wojna zwycięska nie dla Rosji, lecz dla Japonii. Był z tego wielki wstyd. I teraz jest tak samo. Władze Rosji szukają poza granicami swojego kraju rozwiązań dla wewnętrznych problemów. Grożą zimną wojną. A ja przypominam, że zimna wojna już raz była. I co się stało w jej wyniku ze Związkiem Radzieckim? Rozpadł się. Co się stało z blokiem państw komunistycznych? Rozpadł się. W Polsce, w Czechach, na Węgrzech ludzie wyszli z niewolnictwa. Jeżeli znowu chcą zimnej wojny, to w jej rezultacie Rosja ulegnie rozpadowi.

- Chce pan powiedzieć, że strzały w kierunku prezydenta Polski były inspirowane na Kremlu?

- To możliwe. Ale możliwa jest też zupełnie prozaiczna przyczyna...

- Co pan ma na myśli?

- Być może żołnierze pilnujący tej drogi mieli rozkaz strzelać do wszystkiego, co się rusza.

- Samochód był oznakowany proporczykiem - chyba nie powinno być problemów z rozpoznaniem w nim pojazdu, w którym znajduje się ważna osobistość...

- W niedługim czasie po ucieczce do Wielkiej Brytanii miałem możliwość obserwowania ćwiczeń na poligonie. Gdy na polu walki pojawił się samochód ze znakiem Czerwonego Krzyża, żołnierze wstrzymali ogień. Mówię do Brytyjczyków: "Po co to robicie? Przecież jeżeli zacznie się wojna, to my, Rosjanie, od razu zaczniemy strzelać w takie samochody". Na co oni odpowiadają, że to przecież Czerwony Krzyż i że strzelać nie wolno. Bardzo mnie to zdziwiło. W strukturach radzieckiej armii byłem od jedenastego roku życia - najpierw suworowska szkoła dla młodzików, potem Wyższa Szkoła Wojskowa i studia w Wojskowej Akademii Dyplomatycznej - i nikt nigdy mi nie powiedział, że nie wolno strzelać do Czerwonego Krzyża. Nie można mnie za to winić, ja tego po prostu nie wiedziałem. To samo dotyczy prostych rosyjskich żołnierzy - im nikt nie objaśnił, że są sytuacje, w których nie należy otwierać ognia. Tak samo przecież było w 1968 roku, gdy wkroczyliśmy na czołgach do Czechosłowacji. Jeden z moich żołnierzy - pochodzący z Azji Środkowej i bardzo słabo mówiący po rosyjsku - zapytał mnie, dlaczego przed chwilą były inne znaki rejestracyjne na samochodach, a teraz są inne. Na co ja mu odpowiedziałem, że są różne republiki Związku Radzieckiego i zapytałem, czy jakieś potrafi wymienić. Na co on stwierdził, że jest Uzbekistan, że jest Francja... Ten człowiek po prostu nie rozumiał, że my przekroczyliśmy granicę. Znaleźliśmy się w Czechosłowacji, a jemu było wszystko jedno - myślał, że po prostu jedziemy przed siebie. Nie robiło mu większej różnicy, czy była to Czechosłowacja, bo tak samo mogłaby to być dla niego Gruzja albo Francja - on był żołnierzem. Tak samo mogło być w przypadku incydentu z prezydentem Polski. Nie w tym rzecz, że żołnierze, którzy otworzyli ogień, byli złymi ludźmi albo że wydano im szczegółowe dyspozycje, do kogo należy celować. Im zapewne po prostu powiedziano, że należy strzelać do kogokolwiek, kto tamtędy jedzie.

- Jakiemukolwiek udziałowi Rosjan w tym wydarzeniu zaprzeczył Siergiej Ławrow, minister spraw zagranicznych Rosji...

- Oczywiście. I zawsze, gdy przedstawiciele Kremla zachowują się w ten sposób, szkodzą swojemu autorytetowi. Za jeszcze jeden przykład niech posłuży nam Katyń. Rosyjscy sędziowie powiedzieli, że nie będą prowadzić żadnych spraw związanych z Polską. A przecież jeżeli to straszne przestępstwo było dokonane przez przestępczy reżim stalinowski, to demokratyczna Rosja powinna zrobić wszystko, aby wyrazić: to nie jest przestępstwo dokonane przez nas - to Stalin. Rosja jest innym krajem, demokratycznym. Ale oni zamiast tego mówią całemu światu: nie będziemy ujawniać żadnych dokumentów, gdyż to nasza tajemnica. Wychodzi więc na to, że między współczesną Rosją a Rosją stalinowską nie ma żadnej różnicy.

- Czyli kłamstwo jest polityczną normą w Rosji?

- Proszę spojrzeć, 22 kwietnia 2008 roku w FSB (następczyni KGB) miała miejsce narada, podczas której zastanawiano się, czy zdejmować klauzulę tajności z dokumentów dotyczących II wojny światowej. Jeden z profesorów stwierdził, że należy je trzymać w tajemnicy przez wieki. Skoro była to święta wojna przeciwko złemu Hitlerowi - cóż oni tam tak chronią? Napisałem niedawno artykuł, w którym wspomniałem, że urodziwa dziewczyna nigdy nie skrywa swojej urody. Jeżeli ma piękne nogi, to zakłada takie spódnice, aby je eksponować. A jeżeli ma syfilistyczne piętna, nakłada na nie puder, aby nikt ich nie widział. W taki właśnie sposób nasze państwo pudruje naszą historię, tak aby nikt nie widział strasznych wrzodów.

Wiktor Suworow

Właściwie Władimir Rezun, pisarz, b. oficer sowieckiego wywiadu, w 1978 r. zbiegł do Wielkiej Brytanii. Do dziś ciąży na nim wydana zaocznie kara śmierci. Ma 61 lat

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają