Wczoraj trwały oględziny wraku. Śledczy stwierdzili, że baki maszyny były zupełnie puste. To potwierdzałoby wersję o braku paliwa. Cirrus, który rozbił się pod Pyrzowicami, dysponuje specjalnym systemem ratunkowym ze spadochronem. Pozwala on w razie kłopotów na w miarę bezpieczne lądowanie całej maszyny na ziemi. Biegli badają, czemu nie zadziałał.
Awionetka pilotowana przez Pawła P. (+49 l.), właściciela dużej krakowskiej firmy budowlanej, rozbiła się zaledwie pięć kilometrów przed lotniskiem w Pyrzowicach. Co było przyczyną katastrofy? Sprawdza to jeszcze prokuratura oraz Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Jak się jednak dowiedzieliśmy, wszystko wskazuje na to, że w samolocie lecącym do Pyrzowic z Włoch po prostu zabrakło paliwa.
Paweł P. oraz lecący z nim Jan D. (+51 l.) byli zapalonymi pilotami. W miniony weekend obaj biznesmeni wybrali się prywatną awionetką w okolice Wenecji. Leciały z nimi żony - Iwona P. (+47 l.) oraz Monika D. (+47 l.). Wracali do Polski w niedzielę wieczorem. Bez przeszkód dotarli w pobliże Międzynarodowego Portu Lotniczego Katowice w Pyrzowicach. Właśnie wtedy pilotujący cirrusa Paweł P. zameldował wieży lotniska, że ma kłopoty z silnikiem. Po kilku chwilach cirrus zniknął z radarów...
- Rozpoczęła się akcja ratunkowa. Poszukiwaliśmy samolotu w okolicy, nad którą zniknął z radarów. Dość szybko natrafiliśmy na wrak. Okazało się, że nikt nie przeżył katastrofy - mówi Janusz Jończyk z biura prasowego śląskiej policji.