"Super Express": - Dzisiejsza Rada Gabinetowa ma dotyczyć głównie dwóch kwestii - kryzysu na światowych rynkach finansowych i jego wpływu na Polskę oraz służby zdrowia, czyli ustaw przedstawionych przez Platformę Obywatelską, na które nie zgadza się prezydent. Po co Lech Kaczyński zwołuje tę Radę?
Tomasz Żyro: - Najpierw trzeba powiedzieć, czym jest Rada Gabinetowa. To jedna z kompetencji prezydenta zawarta w konstytucji z 1997 r. Chodzi tu przede wszystkim o artykuł 141, który mówi, że głowa państwa może zwołać Radę Gabinetową w sprawach szczególnej wagi, że tworzy ją Rada Ministrów obradująca pod przewodnictwem prezydenta, oraz że nie ma ona uprawnień należnych rządowi, które z kolei są zapisane w ustawie zasadniczej w artykule 146. Jest więc to raczej spotkanie prezydenta z premierem i ministrami w sprawach najwyższej wagi państwowej.
- Rada Gabinetowa nie jest żadnym novum na polskiej scenie politycznej. Instrumentu tego używał już prezydent Lech Wałęsa, a potem jego następca Aleksander Kwaśniewski
- Rada Gabinetowa to wynik pewnego precedensu, który został wypracowany na początku lat 90. i znalazł swoje miejsce jako zapis konstytucyjny. Zakłada on, że prezydent określa zakres zagadnień, które jego zdaniem są istotne z punktu widzenia dobra Polaków. Ale moim zdaniem trzeba by to było umieścić w szerszym kontekście. Zasady ustrojowe państwa są rozsiane po bardzo wielu zapisach konstytucji. Nie ma wyraźnej konstrukcji ustrojowej zapisanej w zwarty sposób w konstytucji. W związku z tym bardzo trudno jest określić kompetencje poszczególnych organów władzy - w tym wypadku prezydenta i Rady Ministrów. No i paradoksalnie jest tak, że Rada Gabinetowa jest hybrydą ustroju półprezydenckiego, kiedy - w świetle konstytucji z 1997 r. - mamy ustrój parlamentarno-gabinetowy.
- Czyli będziemy mieli dalszy ciąg kryzysu kompetencyjnego?
- Bezwzględnie tak! Ten kryzys został niestety wpisany w konstytucję. Powodem było to, że w momencie tworzenia ustawy zasadniczej za ustrojem parlamentarno-gabinetowym optowała większość partii politycznych obecnych wówczas w parlamencie. Zależało im, aby wzmocnić swoją siłę, gdyż to rozwiązanie ustrojowe działa na ich korzyść. A z drugiej strony mamy wybory powszechne prezydenta. I to sprawiło, że w kwestii uprawnień dochodzi do ewidentnego konfliktu konstytucyjnego. Przypominam sobie, że o tej patowej sytuacji, czyli nierozwiązywalnym sporze kompetencyjnym, który może zamienić się w otwarty konflikt polityczny, pisał już w 1997 r. doradca prezydenta Wałęsy - prof. Lech Falandysz.
- W jakich krajach, poza Polską, istnieje takie ciało, jak Rada Gabinetowa?
- Nominalnie można by powiedzieć, że tak jest we Francji. Ale sytuacja jest nieporównywalna, gdyż tam obowiązuje system półprezydencki. Natomiast w polskim systemie parlamentarno-gabinetowym uprawnienia prezydenta powinny, zgodnie z logiką tych rozwiązań ustrojowych, być zmniejszone. Jednak prezydent posiada legitymację narodu, pochodzącą właśnie z wyborów powszechnych.
- Jaki będzie efekt tej Rady Gabinetowej? Czy przy dzisiejszym skłóceniu premiera i rządu z prezydentem w ogóle może dojść do jakichś konstruktywnych ustaleń?
- Pierwszym efektem będzie pogłębienie podziałów politycznych. Wynika to z faktu, że prezydent najwyraźniej nie zauważa, że posiadając mandat narodu, reprezentuje określoną opcję polityczną, partię, na czele której stoi jego brat. Po drugie, jeszcze bardziej odejdziemy od polityki porozumienia na rzecz konfliktu, który determinuje dziś życie publiczne. Dochodzimy tym samym do trzeciej, najistotniejszej, sprawy - ta Rada Gabinetowa nie przyniesie żadnych wyników. Bo jeżeli chodzi o kwestie gospodarcze, prezydent nie ma odpowiedniej wiedzy, nie znam też ludzi, którzy mu w tej kwestii doradzają. W kwestii służby zdrowia sytuacja jest trochę lepsza. Rada Gabinetowa będzie więc polegała na odpytywaniu ministrów z tego, co się dzieje. Zamiast rozwiązywania realnych problemów znów będziemy mieli do czynienia z politycznym teatrem. Obie partie - Platforma Obywatelska, która jest głównym zapleczem rządu, i prezydent, występujący w imieniu Prawa i Sprawiedliwości, jeszcze bardziej okopią się na swoich pozycjach. Ale - w świetle obowiązującej konstytucji - wolno im to robić, choć to "przeciąganie liny" dzieje się ze szkodą dla dobra wspólnego.
- Jak rozwiązać ten konstytucyjno-partyjny konflikt?
- Stoimy przed wyborem ustroju. Gdybyśmy byli konsekwentni, należałoby wprowadzić dwa rozwiązania. Albo zdecydować się na system półprezydencki, albo nawet prezydencki - i wówczas prezydent jest głową organu wykonawczego - albo parlamentarno-gabinetowy, w którym prezydent, jeśli taka funkcja istnieje, jest wybierany przez parlament, przez zgromadzenie narodowe. Przy obecnym stanie kultury politycznej konflikty będą coraz bardziej teatralizowane.
Tomasz Żyro
Doktor nauk politycznych, profesor na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego i w SWPS. Ma 53 lata