Dlaczego Sikorski po 20 latach w polityce wciąż jest singlem uzależnionym od innych? Powodem ma być trudny charakter ministra. Ma w zwyczaju wywyższać się, choć czyni to często nieświadomie. Po prostu tak ma. Wśród polityków krążą anegdoty o tym, że podczas rozmów z ministrem o tym, co widziało się w Londynie, można usłyszeć kąśliwe uwagi o wielu miejscach, w które pewne kręgi się nie zapuszczają.
Sknera milioner
Podobno umie być czarujący, ale po pewnym czasie jego obraz mocno blaknie. Jest jednym z najbogatszych polityków (same nieruchomości w Chobielinie i centrum Warszawy należące do Sikorskiego wyceniane są na ponad 10 mln zł). Pomimo tego wszyscy podkreślają legendarne już skąpstwo ministra. Wizyty w knajpach bądź wypady ze znajomymi ma w zwyczaju dzielić kosztami "na pół".
Nawet przy dużej różnicy statusu majątkowego. Sam nie żałuje sobie przy stoliku, więc ludzie raczej unikają wspólnych wieczorów z ministrem, dopóki nie zadeklaruje zapłaty kartą służbową. W gronie znajomych potrafi też nieustannie narzekać na drożyznę i niskie pensje w polskiej polityce.
Słabą stroną ministra jest też brak umiejętności trzymania języka za zębami. Pracownicy ambasady USA do dziś pamiętają Sikorskiemu dowcip o tym, że prezydent Obama ma polskie korzenie, bo jego przodkowie zjedli w Afryce polskiego misjonarza. W dniu wizyty szefa MSZ w USA dowcip przytoczył prestiżowy "Financial Times", co wywołało w Waszyngtonie odpowiednie wrażenie.
Teoretycznie osiągnął w polskiej polityce wiele. Był ministrem zarówno MON, jak i MSZ. Jego ambicje sięgają jednak wyżej. Walczył już o nominację PO na prezydenta. Miał też nadzieję zostać szefem NATO.
Premier lubi kopać
Prywatnie Sikorskiego irytuje jednak ponoć to, że całe życie musi zależeć od kogoś wyżej. "Niemal zawsze czuł się lepszy. Nie bez racji. Niewielu polityków mogło się pochwalić jego kontaktami na świecie" - wspomina jeden z dawnych znajomych ministra. "I mimo tego o jego politycznym życiu bądź śmierci decydują Krzaklewski, Kaczyński bądź Tusk".
Premier odnosi się do swojego ministra z szacunkiem, ale obaj panowie raczej się nie polubili. Choć Sikorski starał się robić dobre wrażenie jeszcze bardziej niż przy Kaczyńskich. Próbował nawet dołączyć do "paczki" kolegów Tuska grających z nim w piłkę. Nie wyszło, skończyło się szybką kontuzją. W otoczeniu premiera żartowano zaś, że Sikorski i tak ma szczęście, że Tusk nie jest wielbicielem boksu.
Skazany na PO
Szef Platformy nie jest jednak zainteresowany tym, by Sikorski nadmiernie wyrósł. Pamięta, z jak neofickim zapałem Sikorski atakował swoich niedawnych politycznych promotorów już kilka miesięcy po zmianie barw. Nie ma więc pewności, że za jakiś czas sam nie stanie się celem ataku. Na razie nie ma jednak ku temu żadnych przesłanek. Po ustabilizowaniu się sceny politycznej i skreśleniu w oczach Kaczyńskiego Sikorski jest już na dłuższy czas skazany na PO. Platforma na niego niekoniecznie.
W sondażach wyrasta często ponad premiera, ale jego prawdziwe miejsce w szeregu pokazała klęska w prawyborach, w których bez trudu pokonał go Bronisław Komorowski. Sikorski nieustannie obawia się jednak marginalizacji i wypadnięcia z łask. Stąd jego zaskakująca dla wielu aktywność na Twitterze i szeroko komentowane "wpadki". Mają ponoć na celu utrzymanie jego popularności i obecności w mediach. Na zasadzie "dobrze czy źle, byle mówili".
Małpa na drzewie
Koledzy z PO, którzy go nie lubią, uważają, że "rżnie arystokratę". W ostatniej kampanii spasował jednak, grając na wizerunek "swojaka". Podkreślał, że jest "zwykłym chłopakiem" z bydgoskiego podwórka. Podczas studiów na Oxfordzie Sikorski nosił się jednak inaczej i jego koledzy byli przekonani, że pochodzi z arystokratycznego rodu. Nie wyprowadzał ich z błędu. Wielu do dziś myśli, że pochodzi z "tych Sikorskich", krewnych generała i premiera.
"Nie mieliśmy pojęcia, kim jest" - mówi James Delingpole, brytyjski publicysta i ówczesny znajomy ministra ze studiów. "Wielu byłoby jego pochodzeniem zdumionych".
Choć warszawskie salony wybaczyły mu już prawicową przeszłość, to nadmiar ambicji wciąż je razi. Jacek Żakowski, kibicujący w walce o nominację prezydencką Komorowskiemu, publikacje "SE" na temat przeszłości ministra skwitował zdaniem "im wyżej małpa na drzewo wlezie, tym bardziej widać jej gołą d...".
Bliżej Macierewicza
Trzeba przyznać, że Sikorski świetnie wykorzystał szansę, jaką dała mu emigracja i azyl polityczny w Wielkiej Brytanii. Ukończył trzyletni licencjat na Oxfordzie, po czym rozpoczął karierę dziennikarską. W 1987 roku otrzymał nawet nagrodę World Press Foto za jedno ze zdjęć wykonanych w Afganistanie.
Dzięki kontaktom ze studiów zbliżył się do Ruperta Murdocha (był jego doradcą na Europę Środkową). Na salony polityczne wprowadził go szef MON w rządzie Jana Olszewskiego Jan Parys. Choć dziś Sikorski wolałby zapewne tego typu znajomości i protekcji nie pamiętać.
Na polskiej prawicy walczącej z "udeckim salonem" i postkomunistami uchodził jednak za swojego człowieka, który w Afganistanie "strzelał do Ruskich". Choć trudno w to uwierzyć, to w połowie lat 90. za bardzo na lewo była dla niego nawet partia Jarosława Kaczyńskiego PC. Sikorski wybrał o wiele bardziej radykalny Ruch Odbudowy Polski, z Antonim Macierewiczem i Jackiem Kurskim.
Dalej Gazprom?
Niemal dokładnie można wskazać, kiedy Radek Sikorski przestał być w oczach wielu "niebezpiecznym radykałem" i stał się "rozsądnym i utalentowanym politykiem". To luty 2007 roku, kiedy odchodzi z rządu Kaczyńskiego i zaczyna spór z PiS. Wówczas to z ministra, którego "Gazeta Wyborcza" drwiąco nazywała "Radkiem Plakietką" (od plakietek z nazwiskami, jakie wprowadzał na polskich mundurach w 1992 roku) stał się "największą stratą personalną PiS".
W ustach dawnych kolegów z prawicy pojawiło się zaś określenie "Zdradek Sikorski" ukute przez Aleksandra Szczygłę bądź nawiązujące do plakietki "Radek Chorągiewka" od zdecydowanej zmiany poglądów w związku z przejściem do Platformy.
W nowym ugrupowaniu zadziwiał poziomem ataków na braci Kaczyńskich. Zadziwiał jednak przede wszystkim bezproblemową zmianą poglądów. W wielu kwestiach o 180 stopni. Niedawny zwolennik ostrej dekomunizacji i lustracji został niedawno oskarżony przez "Rzeczpospolitą" o to, że utrzymuje na stanowiskach w MSZ ponad 200 agentów dawnych służb komunistycznych. Choć niektórych z nich starał się usunąć nawet umiarkowany Stefan Meller.
Przy Kaczyńskich gorąco wspierał politykę wschodnią opartą na Ukrainie i Gruzji. W PO jako pierwszy szef MSZ zanegował ten kierunek. Będąc w PiS, potrafił nazywać gazociąg Nordstream nowym paktem Ribbentrop-Mołotow, dziś nie widzi w nim żadnego problemu.
Złośliwi żartują, że jak tak dalej pójdzie, zobaczymy go kiedyś w roli szefa Gazpromu.
Dodając, że zapewne i tam potrafiłby się odnaleźć.