Oddział powstał w 2002 r., bo taka była potrzeba chwili. Na ulicach Łodzi znajdowano coraz więcej porzuconych noworodków, wiele matek rezygnowało też ze swoich dzieci na oddziałach położniczych. Wymyślono więc szpitalny oddział, na który trafiały maleństwa czekające na adopcję. Jedyny taki w Łodzi, jeden z niewielu w Polsce. Utrzymywany był ze środków Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, NFZ i hojnych sponsorów. Przez blisko dziesięć lat lekarze i pielęgniarki zaopiekowali się 650 noworodkami. Około 90 proc. z nich znalazło nowe rodziny. I dalej mogłyby trafiać do adopcji, gdyby nie zmiany w przepisach uchwalone przez parlament. Od 1 stycznia nadzór nad porzuconymi dziećmi spada na barki samorządów wojewódzkich. A to oznacza, że MOPS - czyli instytucja podległa urzędowi miasta, nie będzie mógł jak dotychczas finansować oddziału. Problem w tym, że Urząd Marszałkowski w Łodzi nie zdąży z utworzeniem nowego ośrodka dla porzuconych maluchów. Co się z nimi stanie?
Dr Ewa Wiesetek-Piotrowska (61 l.):
- Dzieci miały tutaj wspaniałą opiekę. A ich nowi opiekunowie czuli się, jak prawdziwi rodzice odbierający maluchy prosto z porodówki. Jest nam przykro, że ten oddział może zostać zlikwidowany.