Andrzej Krotoszyński (35 l.) nie ukrywa - to była najstraszniejsza chwila w jego życiu. I największy błąd, jaki popełnił. Właśnie wrócił z pracy. Był tak głodny, że poprosił żonę, by natychmiast podała mu obiad. Tymczasem malutka Weroniczka zbliżała się do pasącej się kilka metrów od domu klaczy - Basi...
Niebezpieczeństwo dostrzegła przez okno matka dziewczynki Anna Krotoszyńska (34 l.). Przerażona wyskoczyła z domu jak z procy. Za nią pobiegł pan Andrzej.
- Widziałem, jak małą koń kopnął - opowiada mężczyzna trzęsącym się głosem. - Przeleciała kilka metrów w powietrzu i padła na ziemię. Nie oddychała.
Przeczytaj koniecznie: Ełk: Koń sąsiada kopnął 10-miesięczne dziecko
Pan Andrzej zaczął reanimację... - Robiłem masaż serca i sztuczne oddychanie. Po kilku minutach udało mi się przywrócić dziecku bicie serca - wspomina.
Weronikę zabrało pogotowie. W ciężkim stanie trafiła do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.
Dziewczynka ma otłuczone serduszko, ale jej życiu już nie zagraża niebezpieczeństwo. Weronika dochodzi do zdrowia wtulona w czuwającą przy jej łóżeczku matkę.
I choć lekarze są zgodni, że to fachowa reanimacja wykonana przez ojca uratowała życie dziewczynce, to pan Andrzej ciągle nie może sobie darować, że wolał obiad od pilnowania córki.
- Weroniczko, wybacz, że koń cię kopnął, bo cię nie dopilnowałem - błaga zdruzgotany.