Po raz pierwszy Amerykanie i my wszyscy zobaczyliśmy kandydatów na urząd prezydenta USA w bezpośrednim starciu. I być może nie było ono aż tak gorące, jak wielu się spodziewało. Moim zdaniem wypowiedzi konkurentów zostały znacznie złagodzone ze względu na amerykański kryzys ekonomiczny. Widać było, że obaj panowie mają świadomość, iż w tej sytuacji trzeba mówić przede wszystkim o gospodarce. Szkoda tylko, że z ich słów niestety tak naprawdę niewiele wynika. Nie dowiedzieliśmy się np. czy poprą plan naprawy finansów Poulsona i czy zostanie on wprowadzony w życie. Nie dali też żadnych konkretnych recept na wyjście z kryzysu.
Przed rozpoczęciem debaty byłam przekonana, że zakończy się ona absolutnym zwycięstwem Baracka Obamy. Okazało się jednak, że John McCain świetnie sobie poradził. Do tej pory wydawał mi się nijakim kandydatem i teraz po raz pierwszy dostrzegłam w nim zalety.
Nie ulega jednak wątpliwości, iż kandydat demokratów wypadł bardzo dobrze, choć muszę przyznać, że zdarzyły się momenty, gdy byłam zaskoczona brakiem riposty z jego strony, szczególnie w sytuacjach, gdy niemal natychmiast nasuwały się one na usta. Kilka razy widać było, że Obama potrzebował więcej czasu, by dojść do puenty.
Ta debata była ciekawa również dlatego, że obaj kandydaci byli bardzo dobrze merytorycznie do niej przygotowani. McCain, który kilka tygodni temu zaliczył ogromną wpadkę, mówiąc, że nie zna się na gospodarce, bardzo szybko nauczył się tej tematyki i doskonale się w niej poruszał. O Obamie mówiono dotychczas, że nie jest on specjalistą od polityki zagranicznej. Pokazał jednak, że te kwestie interesują go, że zna się na nich i ma własne zdanie.
Debata ta rozwiała stereotypy mówiące, iż republikanin jest dobry na bolączki związane z polityką zagraniczną, a demokrata na kłopoty w gospodarce. W trakcie debaty McCain był zdecydowanie bardziej zadziorny i złośliwy, Obama bardziej stonowany. Sądzę, że taka postawa kandydata demokratów była wynikiem dość znacznej, 9-procentowej przewagi, jaką miał nad swoim konkurentem.
Moim zdaniem debata zakończyła się remisem ze wskazaniem na Obamę. Nie zapominajmy też, że była to dopiero pierwsza próba między konkurentami. Przed nami jeszcze dwie kolejne debaty. W sytuacji, gdyby Obama zdecydowanie wygrał to pierwsze starcie, prawdopodobnie wybory byłyby już rozstrzygnięte. A skoro tak się nie stało, to pozostaje nam tylko z napięciem czekać na następne pojedynki.
Mimo wszystko wydaje mi się, że debata ta nie była aż tak znacząca, by w zasadniczy sposób wpłynąć na wynik przedwyborczych sondaży. Kandydaci nie zaliczyli żadnych wpadek czy błędów, których teraz musieliby się wstydzić. Zobaczymy, co będzie dalej.
Katarzyna Kolenda-Zaleska
Reporterka "Faktów" TVN i publicystka TVN24. Ma 41 lat