Trzy rozwścieczone psy rzuciły się na dziecko bawiące się na huśtawce. Tocząc pianę, gryzły chłopczyka, wyrywały mu kawałki ciała z twarzy, szyi i rąk. Potem bawiły się zmasakrowanym, konającym Kubusiem przez kilkadziesiąt minut. Kiedy sąsiedzi odpędzili w końcu okrutne psy, dziecko już nie żyło.
Jak mogło dojść do tak potwornej tragedii? Dwie suczki sołtysa wywabiły z kojca Neo, psa pana Roberta.
Przeczytaj koniecznie: Katlewo: Psy zagryzły dziecko na placu zabaw
- Gdy miały cieczkę, Neo uciekał z domu i biegał za nimi. Nawet tego feralnego dnia byłem u weterynarza i prosiłem, aby dał mojemu psu jakieś tabletki, bo nie można było z nim wytrzymać - mówi pan Robert. - Nie wiem, dlaczego rzucił się na chłopca. Zwykle był łagodny, nawet nie szczekał. Może wziął dziecko za konkurenta? - rwie włosy z głowy mężczyzna.
Razem z innymi sąsiadami pobiegł na miejsce tragedii.
- Widziałem to rozszarpane ciałko, lekarz próbował jeszcze ratować życie Kubusiowi - płacze pan Robert. - Rodziców Kubusia i jego dziadka znam od urodzenia. Dbali o tego chłopca wyjątkowo. Widziałem ich rozpacz. Jak ja spojrzę im w oczy? - pyta załamany. - Czy jest dla mnie jakaś kara? Czy ona coś zmieni? Przecież nie zwróci to życia temu dziecku.