Jesienią ubiegłego roku zmarł ojciec pani Magdy. Od tej pory odczuwała bóle brzucha. Kiedy jednak pod koniec listopada dostała w pracy biegunki, pojechała prosto do lekarza w łódzkiej przychodni. - Powiedziałam o tych dolegliwościach lekarce - opowiada. Pani doktor stwierdziła, że to grypa jelitowa i dała mi cztery dni zwolnienia.
Stan pani Magdy się pogarszał. Ból brzucha był tak ostry, że nie mogła spać. Lekarka z tej samej przychodni skierowała ją na badania krwi, moczu, zleciła wykonanie USG. Wyniki, według medyków, były zadowalające.
Ból jednak cały czas nie pozwalał pani Magdzie na normalne funkcjonowanie. Podczas kolejnych wizyt usłyszała, że cierpi na zespół jelita wrażliwego, a nawet na czerwienicę (choroba krwi - przyp. red.). Kolejne badania nie potwierdziły jednak tych diagnoz. W końcu lekarze z przychodni uznali, że kobieta jest fizycznie zdrowa, a bóle są spowodowane stresem. Psychiatra to jednak wykluczył. Ale lekarze pierwszego kontaktu upierali się, że to bóle psychosomatyczne. Wreszcie na początku marca kobieta trafiła do gastrologa. Ten zbadał brzuch rękoma. Od razu wyczuł guz na trzustce. W trybie pilnym kobieta została przyjęta do szpitala. Tam usłyszała wyrok - nowotwór złośliwy. Guz miał już trzy centymetry!
- W trakcie każdych z tych 22 wizyt lekarze zawsze badali rękoma mój brzuch. Żaden nic nie wyczuł - mówi chora.
Dziś pani Magda jest pod opieką onkologów z Bydgoszczy. Bierze silne leki przeciwbólowe, przyjmuje chemioterapię. Jeden z tamtejszych lekarzy uznał, że jest szansa na operację.
Poprosiliśmy przedstawicieli łódzkiej przychodni o komentarz w tej sprawie. Tomasz Niedźwiecki z działu marketingu odmówił, zasłaniając się tajemnicą lekarską.