- Tuż po porodzie lekarze zabezpieczyli krew pępowinową Piotrusia, a potem tak zwane komórki macierzyste, które przeszczepiono Mateuszkowi - opowiada Grażyna Pochanke, mama chłopców. - W ten sposób organizm starszego brata pokonał nowotwór - mówi wzruszona.
O chorobie Miłosza rodzice dowiedzieli się, kiedy chłopczyk miał kilka miesięcy. Lekarze zdiagnozowali u chłopca histiocytozę - ciężką chorobę onkologiczną, w której dochodzi do nadmiernego rozrostu komórek należących do układu odpornościowego. Gromadzą się one w róż- nych organach, prowadząc do ich uszkodzenia.
Malec przez długie miesiące leżał w szpitalu w oczekiwaniu na dawcę szpiku. Towarzyszyła mu mama, która spodziewała się już kolejnego dziecka. Chemia Miłoszkowi nie pomagała. I wtedy właśnie pojawiła się nadzieja.... - O komórkach macierzystych dowiedziałam się w klinice. Pani ordynator, wiedząc, że jestem w ciąży, poinformowała mnie, że jest taka możliwość, żeby zabezpieczyć krew pępowinową, która się przyda dla starszego syna - wspomina pani Grażyna Pochanke.
Podczas porodu Piotrusia pobrano krew pępowinową i przesłano do Polskiego Banku Komórek Macierzystych. Wyniki badań były pomyślne i we wrześniu ubiegłego roku w Klinice Onkologii, Hematologii i Transplantologii Pediatrycznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu Miłoszowi przeszczepiono komórki brata Piotrusia. Mama nie traciła nadziei. - Miłosz przeszedł zabieg bez komplikacji. Byłam pełna optymizmu, że to mu pomoże i pomogło.
Od przeszczepu minął już rok, Miłosz dobrze się rozwija. Pozostały mu jedynie kontrolne wizyty i specjalna dieta, której musi przestrzegać. - Dla mnie obaj synowie są bohaterami - mówi matka. - Starszy, bo dzielnie walczył z chorobą. Młodszy - bo mu pomógł.