Córka Ryszarda Kaczorowskiego powiedziała mediom, jak doszło do identyfikacji zwłok jej ojca.
- Przylecieliśmy do Warszawy; mówiono nam, że od razu rozpoznano i że nie było żadnej wątpliwości, że to on. Dowiadujemy się teraz, że ta osoba, która podobno rozpoznała tatusia, nie znała go osobiście. Ten pan tylko widział go na uroczystościach, w gazetach i w telewizji - powiedziała Jankowska. - Nie mogę zrozumieć, dlaczego pozwolono na to, aby ciężar identyfikacji i odpowiedzialność za tę czynność spadł na tę jedną osobę - dodała. Jacek Najder, odpowiedzialny za błędną identyfikację zwłok, przeprosił już rodzinę Kaczorowskiego.
Rodzina Kaczorowskiego była gotowa lecieć po tragedii smoleńskiej na miejsce i dokonać identyfikacji. jednak 11 kwietnia 2010 roku poinformowano ich, że zwłoki zostały już rozpoznane. Rodzina postanowiła więc czekać na trumnę w Polce. Jak się okazuje doszło do błędu w identyfikacji!
- Nie proszono nas o żadne informacje, nie pytano, w co był ubrany, czy miał znaki szczególne, nie proszono o próbki DNA - zdradziła, że podobno poproszono ją jedynie o szczotkę do włosów księdza, który towarzyszył Kaczorowskiemu w podroży do Smoleńska.
- Trudno przyjąć nam, że w chwili, gdy taka tragedia się wydarzyła, nie było procedur, które by nie pozwoliły, by takie horrendalne błędy zostały popełnione. Całkowicie ufaliśmy władzy!