- Mówiliśmy o tym już od ponad tygodnia, że ciała zostały zamienione. Komentarz zostawiam opinii publicznej. To tylko świadczy o tym, w jaki sposób były prowadzone działania w Smoleńsku i jakich działań nie podjęto w Polsce - powiedział wnuk Anny Walentynowicz. Dodał, że na dokumentacji, z którą miał się okazję zapoznać "nie było żadnych polskich podpisów". - Natomiast pani Ewa Kopacz i pan premier Tusk twierdzą, że było wielu polskich specjalistów. To od nich należałoby zacząć zadawanie pytań: kto tam był i kto za to odpowiadał - uważa.
Syn legendy "Solidarności" powiedział, że oczuwa "specyficzną ulgę", związaną z tym, że ciało jego matki odnalazło się i będzie mogło w końcu spocząć "u boku ukochanego mężczyzny". Wspomina też, że jego ojciec był w Moskwie po katastrofie i rozpoznał ciało żony. - Na tym jego rola się skoczyła. Resztą miały się zająć strona rosyjska i polska i wszystko miało być perfekcyjnie. To nie są moje słowa. To są słowa pani Kopacz.
Według niego "tak długo, jak urzędnicy państwowi piastujący urzędy, które definiują istnienie państwa polskiego, nie będą ponosili swoich konsekwencji, to nie zaistnieje żaden skuteczny system, który będzie motywował do działania na rzecz całego społeczeństwa, a nie tylko pewnych jego grup".
- Najgorsze jest to, że te wszystkie ekshumacje wiążą się z ogromnymi kosztami i miło by było, gdyby znalazły się winne osoby, które przyczyniły się do tych ekshumacji i aby poniosły z własnej kieszeni koszty tych ekshumacji - powiedział Piotr Walentynowicz na antenie TVN 24. - Nie zostawimy tak tej sprawy. Otwieramy drugi rozdział, kwestię odpowiedzialności - dodał.