Był piątek, a Adam i Michał mieli już dawno być w domu. Uczyli się w pobliskiej szkole z internatem – jeden na stolarza, drugi na elektryka. – Zawsze na weekend wracali do mnie do domu – opowiada zrozpaczony Adam L. (45 l.), ojciec bliźniaków. – Wcześniej mówili, że idą na jakieś ognisko. Kiedy wieczorem nie było ich w domu, zacząłem do nich dzwonić. Jednak telefony mieli wyłączone – głos ojca załamuje się, kiedy opowiada o tej tragedii.
Chłopców odnalazł sąsiad pana Adama, który następnego dnia jechał pobliską polną drogą. A ściślej, znalazł ciężko rannego Adriana, który krwawił obficie z ran na klatce piersiowej. Natychmiast zadzwonił po pogotowie i wezwał ojca chłopaka.
– Pojechałem do szpitala do Olsztyna. Rozmawiałem z nim chwilę, ale szybko stracił przytomność. Mówił, jakby był odurzony. Lekarze powiedzieli, że ma wielkie szczęście, że żyje – miał uszkodzone płuco i wątrobę – opowiada ojciec.
Najgorsze miało jednak się dopiero okazać. Bo kiedy zrozpaczony ojciec starał się porozmawiać z jednym z ukochanych synów, policja na miejscu dramatu dokonała jeszcze bardziej straszliwego odkrycia. Niedaleko miejsca, gdzie w męczarniach wykrwawiał się Adrian, znaleziono jego brata. Miał podobne rany, ale już nie żył.
Znaleziono przy nim dwa noże do cięcia tapet. Co się stało? Stara się to wyjaśnić prokuratura. Czy faktycznie chłopcy mogli zabić się pod wpływem dopalaczy? Między innymi to wyjaśnić ma sekcja zwłok. – Niestety, wyniki sekcji zwłok możemy podać dopiero po wydaniu opinii przez biegłego – mówi Joanna Piotrowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Elblągu.