Pielgrzymka do Smoleńska miałaby mieć wymiar symboliczny. Pół roku po tragedii wszystkie rodziny miałby by „dokończyć podróż swoich bliskich”.
Przeczytaj koniecznie: Hanna Gronkiewicz-Waltz: Obrońców krzyża nie można usunąć siłą. Demokracja kosztuje
- Wierzymy, że ta podróż będzie służyła ukojeniu złych emocji, a nasze cierpienie znajdzie zrozumienie nawet u tych, którzy dziś w ferworze politycznej walki zdają się zupełnie go nie dostrzegać. (...) Może to wydawać się odważne, ale chcielibyśmy do Smoleńska polecieć samolotem. Symbolicznie dokończyć tamtą niedokończoną podróż - napisali przedstawiciele 29 rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej w liście do Anny Komorowskiej. Pojawil się również pomysł, żeby jednocześnie rozwiązać konflikt o krzyż na Krakowskim przedmieściu.
- Moglibyśmy zabrać ze sobą krzyż z Krakowskiego Przedmieścia, dla którego tak trudno znaleźć właściwe miejsce akceptowane przez wszystkich – zaproponowali sygnatariusze listy do Pierwszej Damy i... Jak można było się spodziewać natychmiast podniosły się głosy sprzeciwu.
Krzyż będzie dalej dzielił...
- To jest jakiś następny wybieg władz, dziki pomysł – grzmiał w rozmowie z TVN24 Andrzej Melak, brat zmarłego przewodniczącego Komitetu Katyńskiego Stefana Melaka. Ale nie jest on odosobnionym głosem sprzeciwu.
Patrz też: Bp Pieronek: PiS steruje obroną krzyża, a episkopat jest „zadymiony” PiS-em
- Ten krzyż jest symbolem tego, co stało się na Krakowskim Przedmieściu w dniach żałoby narodowej, a nie tego co stało się w Smoleńsku. Ponadto uważam, że krzywdą byłoby zabieranie krzyża ludziom, którzy tam pod nim tkwią i strzegą tego symbolu – mówiła Magdalena Merta, żona wiceministra kultury Tomasza Merty.
Pod pomysłem przeniesienia krzyża nie chce się również „podpisać” Beata Gosiewska, żona zmarłego Przemysława Gosiewskiego. – To nie jest dobry pomysł – podsumowała krótko.