Rolnik przeorał mnie na polu

2009-07-24 4:00

Polska wieś to niezbyt gościnne miejsce dla miastowych. Przekonała się o tym Stanisława Czepik (46 l.) z Rawicza (wielkopolskie), która wybrała się na wiejskie safari do Złotników (Łódzkie). Wycieczki omal nie przypłaciła życiem, bo gdy zmęczona wędrówką odpoczywała wśród szumiących łanów zbóż, przejechał po niej kilkutonowy traktor.

- Robota czeka - rzekł do siebie Franciszek Szyrwiński (48 l.), wsiadając za kierownicę swojego traktora. Odpalił silnik i ruszył na pole. A tymczasem...

Pani Stanisława z Rawicza szła, podziwiając polską wieś. Tu krwistoczerwony mak wychyla się z łanów żyta, tutaj chaber błękitem zachwyca. "Jak tu pięknie" - pomyślała i spoczęła na łące. Należy wiedzieć, że pani Stanisława miała cel ambitny. Ruszyła na pieszą wycieczkę z rodzinnego Rawicza aż do Łodzi! To 200 kilometrów. Nic więc dziwnego, że odczuła zmęczenie. Kiedy więc położyła się w trawie, usnęła snem tak mocnym, że nie przerwały go wibracje i hałas nadjeżdżającego ciągnika. - Musiałam się zdrzemnąć, bo niewiele pamiętam - opowiada pani Stanisława.

Całej historii nie zapomni za to na pewno właściciel pola. - Chciałem skosić tam trawę i nagle poczułem, że na coś najechałem. Myślałem, że to jakiś pień, a tu widzę kobietę - dodaje.

Pan Franciszek chciał dzwonić po pogotowie, ale przejechana stwierdziła, że nic jej nie dolega. Dopiero kiedy próbowała wstać, poczuła ból w okolicy bioder. - Musiałem ją przejechać po udach i brzuchu - wyjaśnia rolnik. - Gdybym najechał na klatkę piersiową albo głowę, już byłoby po niej. Pani Stanisława ma złamaną kość miednicy. W szpitalu spędzi 6 tygodni. - Już nigdy nie zasnę na polu - zapewnia. - Przecież tak niewiele brakowało, a już byśmy nie rozmawiali.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki