"Super Express": - Zaskoczyło cię powołanie do reprezentacji?
Tomasz Kuszczak (27 l.): - Po cichu na nie liczyłem. Zmienił się trener i wszystko jest budowane od nowa, a to najlepsza okazja, by przekonać selekcjonera do siebie. Stęskniłem się za kadrą, zawsze chętnie na nią jeździłem i jestem szczęśliwy, że znów tutaj jestem. Nie mam pojęcia, z jakiego powodu tak długo nie byłem powoływany. Musiałem to jednak zaakceptować.
- Jak sir Alex Ferguson zareagował na to, że dostałeś powołanie?
- Podszedł do mnie i powiedział, że bardzo się cieszy, że wracam do reprezentacji. 95 procent piłkarzy Manchesteru gra w drużynach narodowych. Dlatego kiedy nadchodził czas wyjazdów na zgrupowania, to nie było mi przyjemnie zostawać w klubie z garstką graczy.
- Ostatnio narobiło się trochę szumu wokół ciebie. W wywiadzie dla klubowej telewizji powiedziałeś, że Edwin van der Sar cię nie lubi i w ogóle ci nie pomaga.
- Moją wypowiedź na temat van der Sara można zobaczyć w Internecie, na portalu youtube. I to już od miesiąca. Jednak dopiero teraz zrobiło się głośno. Powiedziałem to całkiem świadomie, ale to był żart. Jednak nie wszyscy się na nich znają. Moje słowa zostały w prasie przekręcone. Po obejrzeniu filmiku można wywnioskować, co Kuszczak miał na myśli. Polecam. Nie miałem na celu obrażenia nikogo. Trener Ferguson oczywiście zrozumiał, że żartowałem i powiedział do mnie na treningu ze śmiechem: "Oj, będzie za to kara, zapłacisz". Rzecz jasna nic nie musiałem płacić.
- A jak zareagował van der Sar?
- Żartował z tego wszystkiego. "Tomek, szpilkę mi w plecy wbijasz" - śmiał się. Odpowiedziałem, że zawsze będę mu ją wbijał. Edwin wie, że jesteśmy dobrymi kolegami. OK, może ciężko wyobrazić sobie przyjaźń między bramkarzami, ale w naszym przypadku tak właśnie jest. To mój konkurent, ale szanuję go. Nie tylko za to, co osiągnął w piłce, ale też za to, jakim jest człowiekiem. Chodzimy razem na kolacje, gramy w golfa.
- I kto wygrywa?
- Zwykle jest remis (śmiech). Edwin jest świetnym golfistą, gra dłużej niż ja.
- Ostatnio w MU zaroiło się od noworodków. Najpierw ojcem został Dimitar Berbatow, potem tobie urodziła się córka, a teraz Wayne Rooney ma syna.
- Mamy dobry kontakt z Wayne'em, mieszkamy blisko siebie. Dlatego często rozmawiamy o naszych pociechach. Podczas przyjęcia urodzinowego Wesa Browna Rooney podszedł do mojej dziewczyny, która była jeszcze w ciąży, spojrzał na nią i stwierdził, że jest przekonany, że będę miał córkę. Odpowiedziałem, że jemu na pewno urodzi się chłopiec. I proszę, sprawdziło się! Od kolegów z zespołu dostajemy teraz masę prezentów.
- Jakich?
- Od ciuszków po grzechotki. A butów to już córka ma tyle samo co ja. Ubrań z kolei wystarczy na dwa lata. Muszę przyznać, że sprawdziłem się w roli ojca. Byłem pierwszą osobą, która trzymała córkę na rękach. Mało tego! Jako pierwszy przewinąłem moją Laylę. Córeczka tatusia (śmiech). Ostatnio się więc układa - najpierw zostałem ojcem, a teraz czas na dobry występ w drużynie Smudy.