Ta zbrodnia wstrząsnęła Polską. Jej upiorne szczegóły wyszły na jaw w październiku 2016 r., gdy po trzech miesiącach śledztwa policja dopadła zabójcę. Przyciśnięty do muru, wskazał miejsce, w którym ukrył ciało kochanki, i wyjawił okoliczności zabójstwa. Okazało się, że doszło do niego po wielu miesiącach tajnych schadzek ze szwagierką, skrzętnie maskowanych przed rodziną.
Jolanta była ładniejsza od jego żony i młodsza od niej o pięć lat. Nie miała też żadnych skrupułów w wodzeniu na pokuszenie męża własnej siostry. A on skwapliwie skorzystał z okazji. I byłby ów gorący romans długo kwitł w Lubzinie na Podkarpaciu, gdyby nie skomplikowała go ciąża. Aby uniknąć skandalu, oboje uradzili, że Jolka zniknie rodzinie z oczu. W tym celu Grzegorz wynajął jej mieszkanie w Rzeszowie. Tam ją odwiedzał i tam dopieszczał, a ona słała uspokajające esemesy do matki, że niczego jej nie brakuje. Jej jednej zdradziła, że jest w ciąży. Ostatni esemes przyszedł w sierpniu 2016 r. Był szokujący. Jolka donosiła, że dziecko sprzedała, a kontaktu z rodziną sobie nie życzy. Jak się wkrótce okazało, wiadomość tę wysłał Grzegorz G. z telefonu Jolki, która od dwóch miesięcy spoczywała w leśnym grobie.
Zabójca wpadł, bo puściły mu nerwy i postanowił czmychnąć za granicę, a żeby zdobyć pieniądze na wyjazd - okradł swojego pracodawcę. Wkrótce też wylądował w areszcie, a śledczy odtworzyli szczegóły zbrodni. Doszło do niej w nocy z 20 na 21 maja. - Zabójca zwabił kochankę w okolice Straszęcina, zepchnął ją z wysokiego nasypu, potem cegłą zmasakrował jej głowę i dla pewności przebił szyję nożem. Ciało włożył do bagażnika. Jeździł z nim jeszcze cztery dni, aż w końcu zakopał w lesie pod Ropczycami - mówi Ewa Romankiewicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie. - Za tę zbrodnię kara może być tylko jedna: dożywocie - dodaje.
Zobacz: 56-latek UPRAWIAŁ seks ze zwłokami! Makabra pod Wałbrzychem [NOWE FAKTY]