Chwilę potem zobaczył Rosjanina wychodzącego z wieży kontrolnej. Zapytany, gdzie jest tupolew, ten wypalił: "Odleciał"!
Por. Wosztyl to jeden z najważniejszych świadków smoleńskiej tragedii. To on pilotował Jaka-40, który tamtego tragicznego dnia przyleciał o godz. 7.20 do Smoleńska z dziennikarzami. Słyszał też wszystkie rozmowy pilotów Tu-154M z wieżą.
- Wraz z całą załogą oczekiwaliśmy na naszych kolegów i koleżanki lecących tupolewem. Wydawało się, że wszystko przebiega normalnie. Usłyszeliśmy, jak obroty silników samolotu wzrastają do zakresu startowego, po czym po kilku sekundach usłyszeliśmy huki i potężny trzask oraz dźwięk milknącego silnika, a potem nastała cisza - wspomina koszmarne chwile w rozmowie z "Super Expressem".
Dosłownie moment potem od mężczyzny, który wybiegł z wieży kontrolnej, miał usłyszeć, że samolot prezydencki odleciał znad Smoleńska. Dopiero kiedy zawyły syreny alarmowe, było już pewne, że stało się coś tragicznego.
Ale to, że nie wszystko jest w porządku, por. Wosztyl musiał wiedzieć już od dawna. Już kiedy on podchodził do lądowania, pogoda zaczynała się psuć. Osobiście poinformował o tym załogę prezydenckiego tupolewa. - Przekazałem im informację o mgle, która ograniczyła widzialność poniżej minimalnych warunków do lądowania - opowiada. Dlaczego w takim razie pilotujący prezydencki samolot kpt. Arkadiusz Protasiuk (36 l.) zdecydował się lądować? Czy możliwe jest, że przekazywane przez rosyjską wieżę dane wprowadziły go w błąd? Na te pytania pilot nie chce odpowiadać, radzi poczekać na wynik śledztwa.
Sam jednak nie ma zastrzeżeń do swoich kontaktów z wieżą w Smoleńsku. - Były to krótkie i zwięzłe informacje przekazywane w obie strony, które zawierały informacje niezbędne do wykonania podejścia i lądowania na tym lotnisku. Rozmawialiśmy w języku rosyjskim. Nie było problemów - opowiada.