Ponad dwa lata temu Wypych obchodził 40. urodziny. Duże grono jego przyjaciół postanowiło spełnić jego marzenie i podarowało mu elegancki zegarek Maurice Lacroix. Kosztował kilkanaście tysięcy złotych. Był dumny z tego zegarka. Zakładał go na specjalne okazje. Zabrał go też na uroczystości do Katynia.
Kiedy jego żona Małgorzata pojechała do Moskwy identyfikować zwłoki męża, zegarka już nie było. Po identyfikacji napisała oświadczenie o zaginięciu zegarka, które zostało dołączone do rosyjskich dokumentów. Jego kopię przekazała przedstawicielowi konsulatu Polski w Rosji. Datowane jest na 12 kwietnia 2010 r. - Od tamtej pory nikt się w tej sprawie nie odezwał - mówi żona ministra. - Karty bankomatowe zostały przysłane, dokumenty również, pieniądze, portfel. Wszystkie dokumenty które miał przy sobie Paweł, dostałam. Telefon służbowy, który miał przy sobie, został zabezpieczony i odesłany do ABW - dodaje.
Pani Małgorzata była na początku maja w jednostce Żandarmerii Wojskowej w Mińsku Mazowieckim. To tam zgromadzono przedmioty należące do ofiar katastrofy. - Zegarka jednak nie było. - W czasie spisywania protokołu z czynności przeprowadzonych przez Żandarmerię zostawiłam tam drugie pismo informujące o tym, że wśród oddanych mi rzeczy męża nie ma zegarka. I też nie było żadnej reakcji. - Ten zegarek to dla nas cenna pamiątka. Ale jak usłyszałam o kradzieży pieniędzy z kart pana Przewoźnika, a potem dowiedziałam się, że zniknął zegarek prezesa NBP, to uwierzyłam, że ktoś mógł go skraść. To był rzadki zegarek i gdyby był rozbity, to nawet po identyfikacji małej części można byłoby dojść, że należał do mojego męża - ocenia pani Małgorzata.