Marcin Rosół to jeden z kluczowych świadków w aferze hazardowej. Zdaniem Mariusza Kamińskiego, to za jego pośrednictwem miało dojść do przecieku ws. akcji CBA. Rosół nie ma sobie nic do zarzucenia.
- Pan Mariusz Kamiński użył mnie jako pionka, by uderzyć w PO - stwierdził w trakcie swobodnej wypowiedzi przed komisją śledczą.
Patrz też: Nie chcemy płacić za "Rosołów"
Jak zeznał, Ryszarda Sobiesiaka poznał we wrześniu 2008 roku, kiedy wraz z ówczesnym ministrem sportu Mirosławem Drzewieckim uczestniczył otwarciu boiska "Orlik" w Małopolsce. Przyznał, że wówczas Sobiesiak, który przedstawił się jako biznesmen z branży turystyczno-hotelarskiej, skarżył mu się, że z winu urzędników jego wyciąg narciarski nie może być otwarty przed sezonem.
- Przekazałem mu swoją wizytówkę i poinformowałem, aby zwrócił się do mnie po powrocie do Warszawy - opowiadał posłom śledczym Rosół. Dodał, że w Warszawie "zorientował się w sprawie" i okazało się, że "dokument czekał do odbioru w Ministerstwie Środowiska".
- Pan Sobiesiak poprosił mnie, czy mógłbym grzecznościowo przefaksować mu ten dokument. Dokument przefaksowałem. Nie znałem i do dziś nie znam treści tego dokumentu. Nie załatwiałem żadnej decyzji w Ministerstwie Środowiska - mówił Rosół.
Jak wynika ze stenogramów ujawnionych we wtorek przez "Rzeczpospolitą", we wrześniu 2008 na opóźnienia w inwestycji Sobiesiak skarżył się również Mirosławowi Drzewieckiemu. W rozmowie padają m.in. takie słowa:
Ryszard Sobiesiak: Mirek weź proszę cię dopilnuj to.
Mirosław Drzewiecki.: Dobrze, dobrze.
Ryszard Sobiesiak: Faksem potrzebuję to chociaż, no.
Z kolei w listopadzie 2008 w rozmowie z Sobiesiakiem Rosół miał powiedzieć: "My załatwiliśmy ci wycinkę, ale śniegu ci nie załatwimy".
Takie prośby to norma?
Przed komisją Rosół przyznał, że Sobiesiak prosił go również o pomoc w sprawie kontroli z Ministerstwa Infrastruktury, która miała potwierdzić konserwację i dopuszczenie do użytku wyciągu.
- Decyzja czekała do odbioru. Przekierowałem pana Sobiesiaka do Ministerstwa Infrastruktury - powiedział Rosół.
Co ciekawe, w prośbach Ryszarda Sobiesiaka Marcin Rosół nie widział nic złego. Jego zdaniem, były one jak prośby każdego innego petenta, który nie może uzyskac informacji od urzędu centralnego. - Nie dziwiłem się, że prosi mnie o pomoc, bo inwestycja dotyczyła obiektu z zakresu infrastruktury sportowej - powiedział.
Co stało się w "Pędzącym Króliku"?
Rosół zaprzeczył, jakoby podczas spotkania z córką Ryszarda Sobiesiaka, Magdaleną Sobiesiak, w warszawskiej restauracji "Pędzący Królik" poinformował ją o tym, że CBA interesuje się jej ojcem.
- Oświadczam, że nie mogłem informować pani Sobiesiak o operacji specjalnej prowadzonej wobec jej ojca przez CBA z tego oczywistego powodu, że tego nie wiedziałem (...) Nie byłem źródłem przecieku, ani elementem przecieku. - oświadczył Rosół przed komisją.
Zapewniał, że o akcji CBA dowiedział się dopiero 1 października 2009 roku z publikacji "Rzeczpospolitej".
- Nie mam żadnych dowodów swojej niewinności. Nie nagrałem rozmowy, nie mam także bezspornego dowodu, że nie wiedziałem o sprawie - powiedział.
Podczas wtorkowego przesłuchania przed komisją śledczą Magdalena Sobiesiak zeznała, że z Rosołem spotkała się trzykrotnie, po raz ostatni w warszawskiej restauracji "Pędzący Królik". Wówczas Marcin Rosół miał jej powiedzieć, że jej kandydatura do Totalizatora Sportowego może wywołać "negatywną kampanię" i donosy. Po tym spotkaniu Sobiesiakówna wycofała się z konkursu.
Przed komisją Rosół wyjaśniał, że chodziło mu o donosy na nepotyzm w Totalizatorze. Jego zdaniem, nie ma żadnego związku pomiędzy spotkaniem Donalda Tuska z Mariuszem Kamińskim 14 sierpnia 2009 roku (szef CBA poinformował wówczas premiera o aferze hazardowej) a jego spotkaniem z Magdaleną Sobiesiak w "Pędzącym Króliku" 24 sierpnia 2009, po którym ona zrezygnowała z konkursu w TS.