- Byłem pod wpływem alkoholu, bo na porannej mszy świętej piłem wino. Kościelny ciut za dużo mi go nalał - przyznaje ze skruchą ksiądz Stanisław. Gdy ksiądz Stanisław opowiada o swoim wypadku na podwójnym gazie, z bólu aż trzyma się za głowę. - Dziękuję Bogu, że żyję. Mam nadzieję, że będzie to przestroga dla innych księży, którzy nawet po kilku mszach dziennie wsiadają za kółko - szczerze przyznaje kanonik. Tego dnia szanowany i lubiany w okolicy ksiądz Staszek bardzo się śpieszył. - Rano nie zjadłem nawet śniadania - mówi. Po krótkiej papierkowej robocie ksiądz pobiegł do kościoła na poranną mszę. Oczywiście, zgodnie z tradycją i nauką Kościoła wychylił z liturgicznego kielicha wino. - Już w zakrystii po mszy musiałem wypić resztę, bo nie wolno wylewać. Wszystko zależy od kościelnego, ile mu się tego wina naleje - tłumaczy proboszcz. Problem w tym, że tym razem kościelnemu nalało się odrobinę za dużo... Zaraz po mszy ksiądz wskoczył do swojego samochodu i ruszył do Kalisza po okulary. - Tydzień wcześniej byłem w szpitalu, dowiedziałem się, że mam jaskrę i że muszę mieć operację - mówi na swoje wytłumaczenie ksiądz. Z jaskrą i z mszalnym winem we krwi ksiądz daleko nie ujechał. Po kilku kilometrach wbił się bowiem w ciężarówkę, która sunęła przed nim.
- Siła uderzenia w ciężarówkę była tak duża, że samochód osobowy wjechał pod tylną część skrzyni ładunkowej - informuje Przemysław Czarnecki z kaliskiej policji. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale księdzu prosto w twarz wybuchła poduszka powietrzna. - To dlatego mam takie siniaki - mówi duchowny. Gdy policjanci zbadali trzeźwość duchownego, wszystko było już jasne. Miał 0,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu i stanie przed sądem.