Marek S. ze Skórca (woj. mazowieckie) razem z kilkoma kolegami pojechał do Niemiec, by kupić samochód dla swojej córki. Wybrał dla niej opla. Wyprawa była ciężka. Wracając do domu, mężczyzna nocą nie zmrużył oka. Kiedy jego trzej koledzy zatrzymali się na odpoczynek w Mińsku Mazowieckim, pan Marek postanowił jechać dalej. Był ratownikiem medycznym, spieszył się do pracy.
Przeczytaj: Radom. Auto zmasakrowało uczestników chrztu
Do tragedii doszło, kiedy do domu miał zaledwie 30 kilometrów. Na trasie Warszawa - Siedlce, tuż przed Bojmiem, nagle chwycił go dotkliwy ból w klatce piersiowej. Stracił przytomność. Samochód zjechał na przeciwległy pas ruchu, wypadł z drogi, przekoziołkował przez rów. Roztrzaskał się o drzewo. Sekcja zwłok wykazała, że Marek S. miał rozległy zawał serca, który zabił go błyskawicznie.