Oto przykład. W Sejmie mamy poważną nocną dyskusję o emeryturach pomostowych. Waży się los miliona ludzi i los miliardów złotych z budżetu. Potrzebne jest natężenie uwagi, zrozumienie argumentacji adwersarzy i wykonanie umysłowej pracy. I wkrada się DEKONCENTRACJA. Nazywa się Andrzej Duda i reprezentuje niestety prezydenta, wchodzi na sejmową mównicę... Ona (ta DEKONCENTRACJA) nawet może chce dobrze i chce o tych emeryturach rzeczowo, ale nie uda się, bo...
Nagle DEKONCENTRACJA zaczyna w tonie połajanki mówić o biorącej udział w dyskusji pani wiceminister, która jest w ciąży, i którą rzekomo posłowie PO źle traktują. Gdyby posłowie PO byli skupieni, pewnie powiedzieliby: "Dobrze Andrzeju, daj już spokój, porozmawiajmy o konkretach ustawy". Ale za późno, lawina już się toczy, nikt nie pamięta, po co to nocne spotkanie. Słyszymy takie konkrety, jak: "cham", "prostak", "kanalia", i to nie w kontekście ustawy o pomostówkach. Potem ktoś przeprasza, ktoś żąda przeprosin, ktoś się śmieje już nie wiadomo z czego. Tracimy czas. My wszyscy. Media też. DEKONCENTRACJA POLSKA.