Marcinek był oczkiem w głowie swoich rodziców i dwóch nastoletnich sióstr. Był grzecznym i błyskotliwym dzieckiem, a pani Anna zabierała go ze sobą wszędzie. Tego feralnego dnia jak zwykle wzięła ukochanego synka ze sobą. Miała zwieźć słomę z pola, a rezolutny chłopiec aż rwał się do pomocy. Przed południem kobieta postanowiła skończyć pracę. - Planowaliśmy iść zbierać jajka - opowiada Henryk D. (53 l.), wujek, który miał odebrać malca z kabiny traktora.
Ania zatrzymała się i krzyknęła do swojego wujka po pomoc. - Podszedłem, chociaż w rękach miałem siatki z chlebem i jedzeniem - wspomina tamten dzień pan Henryk. To, co wydarzyło się potem, to najczarniejszy scenariusz, jaki dla kochającej rodziny napisało życie. Anna R. zatrzymała traktor, ale nie wyłączyła silnika ani biegu. Podając malca z kabiny wujkowi cały czas trzymała nogę na sprzęgle. Na nieszczęście jej stopa nieoczekiwanie osunęła się ze sprzęgła, zanim malec zdążył trafić w ramiona wujka. - Maszyną szarpnęło. Traktor ruszył z miejsca, a ja nie miałem szans schwytać Marcinka - opowiada wciąż wstrząśnięty tragicznymi wydarzeniami Henryk D. Mężczyzna widział, jak wielkie koło potężnej rolniczej maszyny najeżdża na bezbronnego chłopczyka. - Gdy Ania się zatrzymała, próbowała go jeszcze reanimować, ale było już za późno - mówi załamany Henryk D. Teraz nieszczęśliwym wypadkiem zajmuje się już policja i prokuratura.