Pan Zagrodzki musiał powstrzymać cisnące się do oczu łzy rozpaczy, opanować drżące ręce i godzinami oglądać setki zdjęć. Dopiero po dwóch dniach na jednej z fotografii rozpoznał pierścionek Ewy. I wtedy przyszło najgorsze - musiał zobaczyć Jej ciało...
Zdjęcia przedmiotów znalezionych na miejscu tej makabrycznej katastrofy oglądać musieli wszyscy krewni ofiar. Z pozoru nie ma na nich niczego przerażającego - strzępki ubrań, okulary, portfele, telefony komórkowe, guziki czy biżuteria. Niby nic, ale każdy z tych przedmiotów to symbol czyjejś koszmarnej śmierci.
Patrz też: Jacek Surówka: Był dla nas jak dobry tata
Pan Stanisław dwa dni spędził na oglądaniu tych zdjęć. I dopiero po wielu koszmarnych godzinach rozpoznał pierścionek, który pani Ewa nosiła na środkowym palcu lewej dłoni.
Był pewien, że ma ten koszmar za sobą, że może już wracać do domu i oddać się żałobie. - Miałem nadzieję, że nie będę musiał oglądać Jej ciała. Niestety, było to konieczne. To przerażające doświadczenie. Połowa Jej ciała była... - mężczyzna zawiesza głos i dopiero po dłuższej chwili jest w stanie kontynuować: - Powiem tylko tyle, że z kolczyków, które Ewa miała w uszach, został sam drucik, a oczko z masy perłowej po prostu wyparowało...
- Mam czarną dziurę w głowie - dodaje, nie kryjąc łez, pan Stanisław. - Rosjanie wydali mi to, co zostało po Ewie. Zegarek, guzik, broszkę i kawałek jej ubrania, przesiąknięty paliwem lotniczym, wciąż jeszcze mokry. No i ten pierścionek - kończy załamany kuzyn zmarłej tragicznie kobiety.