Rzeszowianie jeszcze nigdy w PLS nie pokonali Skry. Tradycji stało się zadość. Prowadząca w tabeli Resovia przegrała 0:3 (20:25, 24:26, 24:26), choć liczyła na więcej w spotkaniu z mistrzem Polski.
- Tie-break biorę w ciemno, nawet wygrany - mówił przed meczem trener z Rzeszowa Jan Such.
Jego asem w rękawie miał być libero Krzysztof Ignaczak, przez lata podpora bełchatowian, znający były klub jak nikt. Zarzekał się, że nie ma żadnych podtekstów, ale na wygranej zależało mu na pewno dużo bardziej niż partnerom.
Kiedy jednak były kolega z zespołu Mariusz Wlazły wycelował kilka razy w "Igłę" zagrywką, mina libero Resovii zrzedła. Pierwsza odsłona była popisem Skry, potem Resovia walczyła, ale nie zdołała urwać nawet seta. W kluczowych momentach ostatniej partii jeszcze kilka razy Wlazły rozstrzelał przeciwników serwisami. W sumie zdobył 18 punktów (3 po zagrywce).
- Gdy się popełnia za dużo błędów, nie ma szans na pokonanie takiego zespołu jak Skra - skomentował Ignaczak, którego zespół oddał rywalowi fotel lidera.