Do tragedii doszło z 1 na 2 stycznia 2010 r. Maciej T. zadzwonił na policję, powiedział, że jest w mieszkaniu aplikantki i znalazł jej zwłoki. Stał się podejrzanym, bo para miała romans.
Dopiero teraz sprawa trafiła na wokandę, bo wcześniej białostockie sądy odmawiały prowadzenia procesu - oskarżony jest dobrze znany w prawniczym światku tego miasta.
Przeczytaj koniecznie: Sondaż Homo Homini na zlecenie SE: Smoleńsk to był nieszczęśliwy wypadek
Lubelski sąd na wniosek rodziny zmarłej utajnił rozprawę. Jak tłumaczy adwokat Kajetan Królik, pełnomocnik rodziców Marty K., sprawa jest intymna i dotyka pamięci kobiety.