Luiza Kobyłecka, była zakonnica i narzeczona Rutkowskiego, obwieściła, że rzuciła sławnego detektywa. - To zwykły oszust, który wielokrotnie mnie zdradzał. Do tego wykorzystał mnie medialnie i kazał przebrać się w habit do sesji zdjęciowej, żeby pokazać się w mediach. To już koniec! - wyznała. Zupełnie inny pogląd na sprawę rozstania ma sam Rutkowski.- Ja ją zdradzałem?! Ciekawe z kim! Bzdurą jest także stwierdzenie, że dzięki niej media zaczęły się mną interesować - odpowiada zdenerwowany detektyw.
Rutkowski jest zaskoczony tym, że Luiza upubliczniła ich prywatne sprawy. - Nie wiem, dlaczego to zrobiła. Chyba ma złych doradców. Szczerze mówiąc, jestem tym załamany - dodaje. Rutkowski przekonuje, że do rozstania nie doszło w ostatnich dniach, ale już przed miesiącem. - Wtedy poważnie ze sobą porozmawialiśmy. Oboje doszliśmy do wniosku, że dalsza wspólna przyszłość nie ma sensu. Jej rzeczy były spakowane. Potem Luiza wyjechała w góry i dowiedziała się, że pojechałem nad morze z inną kobietą. Byłem pewien, że rozstaniemy się jak cywilizowani ludzie, ale niestety stało się inaczej. Według detektywa narzeczona stała się chorobliwie o niego zazdrosna. - Luiza była zaborcza. Chciała mnie kontrolować 24 godziny na dobę. Sprawdzała mi telefon, czytała SMS-y i e-maile, a nawet billingi. Ja nie chcę mieć kobiety, która mi nie ufa - dodaje.
To już koniec romantycznego związku polskiego Bonda i byłej zakonnicy. A wszystko zaczęło się w 2004 roku na Dolnym Śląsku. Wtedy Rutkowski podczas jednej ze swoich akcji przypadkiem stanął na drodze bogobojnej Luizy. On męski, przystojny, postrach bandytów i łamacz kobiecych serc, a ona nieśmiała, delikatna i w pełni oddana służbie Bogu w zakonie karmelitanek. To były dwa inne światy, ale jednak coś między nimi zaiskrzyło. Luiza dla męskiego detektywa zrzuciła habit. Wtedy okazało się, że Rutkowski ma inną kobietę i ich drogi się rozeszły. Dopiero po 7 latach odnaleźli się i od tego momentu byli nierozłączni. Ta szalona miłość nie przetrwała próby czasu.