Krajowa Rada Sądownictwa dyskutowała o tej sprawie na zamkniętym posiedzeniu w Warszawie. Kilka minut po godz. 12 przed gmachem Rady pojawił się sędzia Milewski. - Wierzę, że wyrok będzie sprawiedliwy - mówił. Dwie godziny później nie był w ogóle skory do rozmowy. Bez słowa wybiegł z budynku, wsiadł do służbowego samochodu i odjechał z piskiem opon. - Krajowa Rada Sądownictwa zgodziła się na odwołanie Ryszarda Milewskiego ze stanowiska prezesa gdańskiego sądu okręgowego. Za odwołaniem opowiedziało się 22 członków Rady, jedna osoba się wstrzymała, nikt nie był przeciwny - informował Antoni Górski (65 l.), szef KRS.
O odwołanie prezesa Milewskiego wnioskował osobiście minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Powód? Ujawniona przez "Gazetę Polską Codziennie" prowokacja, podczas której osoba podająca się za asystenta szefa Kancelarii Premiera miała ustalać z Milewskim szczegóły związane m.in. z posiedzeniem sądu dotyczącym zażalenia na areszt szefa Amber Gold.
Jak wyglądała prowokacja? 6 i 7 września prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku odebrał telefony rzekomo z Kancelarii Premiera. 10 września do jego sekretariatu trafił z kolei e-mail. Autor prowokacji próbował namówić Milewskiego na ustalenie korzystnego dla premiera terminu posiedzenia odwoławczego w sprawie aresztu dla szefa Amber Gold. Na nagraniu słychać, że sędzia nie protestuje. I oferuje pełną dyspozycyjność. - Cały czas mam włączoną komórkę i czekam na telefon - deklarował.
Po ujawnieniu prowokacji Milewski bronił się, że została ona zmanipulowana i nie miał sobie nic do zarzucenia. Zaatakował też personalnie ministra sprawiedliwości, sugerując mu naciski ze strony resortu w sprawie Amber Gold. Jak wczoraj się przekonaliśmy, Krajowa Rada Sądownictwa uznała tłumaczenia sędziego za niewystarczające.