Ryszard Reiner (42 l.) z Kargowej (woj. lubuskie) przez pół swojego życia grał na organach w miejscowej parafii. Ale rosnące koszty utrzymania zmusiły go do pracy u bogatego gospodarza jako robotnik. Do domu codziennie wraca rowerem po godz. 22. - Normalnie pokonuję trasę w 7 minut - mówi pan Ryszard. Tym razem było jednak inaczej.
Jazda bez lampki
- Wstąpiłem do sklepu i jak co dzień wracałem do domu - mówi mężczyzna. A że nie miał lampki przy rowerze, jechał po chodniku. Tak wydawało mu się bezpieczniej. Na ul. Pocztowej pana Ryszarda minął radiowóz. Jakież było jego zdziwienie, gdy wóz gwałtownie się cofnął.
Policjanci z piskiem opon zajechali mu drogę, potrącając go przy tym lewym zderzakiem. - Nie opanowali auta i tyłem wjechali w dom, a mnie przygniotło do muru - opowiada obolały pan Ryszard. Przerażony rowerzysta o własnych siłach wstał z chodnika i zaczął uciekać.
Patrz też: Nietoperek koło Międzyrzecza. Policjanci przejechali ucznia
Pobili ze złości
- Byłem w szoku, ale też po prostu bałem się, przecież policjanci na co dzień nie rozjeżdżają ludzi na ulicy - mówi. Ucieczka tylko rozjuszyła zdenerwowanych wypadkiem mundurowych.
- Dopadli mnie po chwili i zaczęli okładać pięściami. Jeden z policjantów stanął mi na ręce i ją złamał. Wszystko to widziało wielu świadków - mówi pan Ryszard, który po policyjnej interwencji znalazł się w szpitalu z przebitym płucem, złamanymi - żebrami, obojczykiem i ręką.
Sprawą zajmuje się już świebodzińska prokuratura. Policja zajście nazywa "dynamiczną interwencją", ale ustala, czy policjanci nie naruszyli procedur. - Badamy wszystkie okoliczności. Jeśli doszło do nieprawidłowości, wyciągniemy konsekwencje wobec funkcjonariuszy - mówi Sławomir Koniecznyz lubuskiej policji.