Rząd chce opodatkować wszystko, co się rusza

2009-06-23 5:00

O zwiększaniu obciążeń finansowych Polaków w nowelizowanym budżecie państwa mówi ekonomiczny doradca prezydenta Adam Glapiński.

"Super Express": - W programie Moniki Olejnik w Radiu Zet minister Michał Boni w zawoalowany sposób mówił o konieczności zwiększenia obciążeń finansowych Polaków. Czyli budżet okazał się nierealny?

Adam Glapiński: - Tak, całkowicie. Było to mydlenie ludziom oczu. Rząd prognozował wzrost gospodarczy w wysokości 3,7 proc. Żaden magister ekonomii nie mógłby się zgodzić z taką prognozą. Jest kryzys. Spekulować można było, czy wzrost będzie minimalnie powyżej czy minimalnie poniżej. Czego? Zera. Wiadomo było, że deficyt wyniesie przynajmniej 30 mld złotych.

- Skąd się wzięło takie niedopatrzenie?

- Nie może być mowy o niedopatrzeniu. Dzieją się rzeczy, które przez 20 lat się nie zdarzały - być może z premedytacją rząd podaje fałszywe dane! W grudniu wprowadził w błąd Komisję Europejską informując, że deficyt sektora finansów publicznych w 2008 r. wyniósł 2,7 proc. W rzeczywistości - jak się okazało w kwietniu - wyniósł on 3,9 proc. Czyli gabinet premiera Tuska zaniżył deficyt rządowy o 14 mld. Budżet, o którym mówimy, nie był przez rząd traktowany poważnie - miał po prostu ładnie wyglądać na papierze. To jest niebywałe.

- Czyli król jest nagi. Dlaczego zatem rząd twierdzi, że szaty są na swoim miejscu?

- Zbliżały się wybory do Parlamentu Europejskiego, rząd chciał utrzymać zbudowany przez siebie wizerunek. Uniemożliwił jakąkolwiek dyskusję na ten temat, chociaż opozycja - lewicowa i prawicowa - oraz prezydent zgadzali się, że trzeba rozmawiać, zakładając, że deficyt wyniesie właśnie przynajmniej 30 mld. Ale to by nieładnie wyglądało. Dlatego rząd przeforsował swoje liczby i zabrał się za budowanie atmosfery optymizmu.

- Bo chyba nie jest aż tak źle. Premier często podkreśla, że Polska najlepiej radzi sobie z kryzysem.

- W ogóle sobie nie radzi. Lepiej by było, żeby rząd nic nie robił, niż to, co się dzieje teraz. Kryzys musiał nam się dać mniej we znaki, bo Polska jest krajem słabiej rozwiniętym od potęg gospodarczych, systemy kredytowe są u nas mniej wyszukane, udział handlu zagranicznego w dochodzie narodowym jest niższy. Doprawdy nie ma się czym chwalić. I choć kryzys finansowy słabiej do Polski dociera, jest bardziej bolesny. Bowiem co innego jest być bezrobotnym w Polsce, a co innego we Francji czy w Niemczech.

- Jak Czytelnicy "Super Expressu" odczują rządowe rozminięcie się z prawdą?

- Wybory minęły - rząd odetchnął z ulgą - i teraz będzie chciał podać społeczeństwu gorzką pigułkę. Na tyle szybko, aby przed kampanią do wyborów prezydenckich nie robić już nic poza dbaniem o wizerunek, który teraz zostanie nadszarpnięty. Zaraz rozpocznie się - na łapu-capu - szukanie brakujących pieniędzy. Będzie to oznaczać podwyżkę składki rentowej, podwyżkę podatków, sprzeciwianie się ulgom na przejazdy, robienie płatnym tego, co do tej pory było bezpłatne - jak np. podjęcie studiów na drugim kierunku - nałożenie opłat na wszelkie możliwe usługi urzędowe. Rząd chce opodatkować wszystko, co się rusza. Deficyt, który nam grozi, oznacza, że przeciętna polska rodzina może być obciążona dodatkowym długiem w wysokości kilku tys. zł rocznie. Ten dług będzie trzeba kiedyś spłacić.

- Ale przecież wpływ na ustawę budżetową ma nie tylko rząd?

- Ustawa budżetowa nie reguluje całej przestrzeni gospodarczej, rząd ma w wielu aspektach swobodę działania. Nikt mu nie zabroni pobierać dywidendy od spółek z udziałem Skarbu Państwa, jak np. KGHM czy PKO BP. Zrobi to, nie oglądając się na skutki, a przecież w wypadku banku ma to wpływ na akcję kredytową. Prócz tego rząd zadłuży ZUS w bankach komercyjnych. A także przeprowadzi rabunkową prywatyzację.

- Rabunkową?

- W okresie kryzysu należy wstrzymać proces prywatyzacji, gdyż nie uda się uzyskać dobrych cen, giełdy leżą. Rząd rozważa podwyżkę VAT-u - co jest idiotyzmem, bo całkowicie dusi popyt. W tej chwili nie należy ciąć popytu, wszystkie europejskie kraje robią inaczej. Tego się nauczyliśmy już podczas kryzysu w latach 30. XX wieku.

- Dlaczego zatem podnosi się VAT?

- Bo VAT, w przeciwieństwie do podatku dochodowego, jest mniej widoczny dla zwykłych ludzi. Ale Polacy i tak to odczują, gdyż wzrosną ceny wszystkich towarów. Inne kraje obniżają VAT, bo to działa pozytywnie na wzrost gospodarczy. To jest taka układanka - rząd bada, co można zrobić szybko i niewidocznie; a nie będzie robił tego, co widoczne i trudniejsze.

- Co należałoby zrobić?

- Nowela budżetowa powinna być już dawno dokonana, żeby poszczególne ministerstwa wiedziały, ile mają pieniędzy. Dopiero 7 lipca rząd ma przedstawić projekt nowelizacji; zanim to się przeczołga przez Sejm, będziemy po wakacjach i dopiero wtedy resorty dowiedzą się, ile mają środków. To, co należałoby teraz zrobić, to przede wszystkim uczciwie przedstawiać dane. I podjąć uczciwą debatę w parlamencie.

Adam Glapiński

Ekonomiczny doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego, b. minister gospodarki przestrzennej i budownictwa oraz minister współpracy gospodarczej z zagranicą

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki