- W praktyce oznacza to koniec wolnego Internetu w Polsce - twierdzi Andrzej Arendarski (62 l.), prezes KIG.
Z Internetu według danych Izby korzysta codziennie 16,5 miliona Polaków. Ludzie wysyłają sobie filmiki, prowadzą blogi, zakładają osobiste strony... W myśl nowej ustawy wszyscy internauci, którzy prowadzą działalność gospodarczą, a publikują w sieci pliki wideo, będą się musieli zarejestrować w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. I dotyczy to zarówno wielkich portali medialnych, jak i... fryzjera, który reklamuje się w Internecie za pomocą filmików. Krajowa Rada może wniosek firmy publikującej w Internecie przyjąć albo po prostu odmówić rejestracji.
- To niebezpieczne, może bowiem służyć do eliminowania niechcianych instytucji - ostrzega Maciej Gawroński, ekspert prawny KIG.
Przeczytaj koniecznie: WiFi spowalnia internet o 30 procent - ale nikogo to nie obchodzi
Tym, którzy nie zarejestrują się, a będą dalej zamieszczać filmy albo nie dostosują się do ograniczeń w nadawaniu reklam, wlepione mają być ogromne kary sięgające nawet 10 procent rocznego przychodu. Wiele firm może upaść, a Polacy zostaną pozbawieni ważnych informacji.
Wprowadzenie ustawy medialnej władza uzasadnia krótko: musimy dostosować nasze prawo do unijnego. - To próba regulacji rynku tzw. usług audiowizualnych na żądanie - twierdzi Iwona Śledzińska-Katarasińska (70 l.), posłanka Platformy Obywatelskiej.
Zdaniem ekspertów rząd poszedł jednak dalej, niż wymagała Unia. - Zamiarem Unii nie było objęcie kontrolą wszystkiego, co się w Internecie pojawia - mówi Maciej Gawroński.
Opozycja także krytykuje projekt. - Skończy się tak, że złą ustawę trzeba będzie wyczyścić inną, lepszą za jakiś czas - prorokuje posłanka PiS Elżbieta Kruk (52 l.).