Siostra Agnieszki Pachacz cierpi na porażenie mózgowe. Nie chodzi, nie widzi, nie słyszy, ma ataki padaczki. Wymaga stałej 24-godzinnej opieki. Jeszcze niedawno opiekowała się nią mama. Ale trzy lata temu zmarła na raka. Opiekunem Gosi została siostra. - Żeby zająć się Gosią, musiałam zrezygnować z pracy. Zarabiałam 1300 zł na rękę. W zamian za to, że poświęciłam się Gosi, państwo dało mi... 520 zł zasiłku. Dostałam ponad dwa razy mniej pieniędzy, niż gdybym pracowała. Praca przy Gosi to nie jest jednak 8 godzin etatu. To 24-godzinny dyżur - mówi. Pani Agnieszka przez ponad trzy lata zajmowała się swoją chorą siostrą najlepiej jak potrafiła. Poświęcała jej każdą chwilę: karmiła, podawała leki, zmieniała pieluchomajtki.
Ale polski rząd postanowił zaoszczędzić na takich jak ona. 1 lipca wprowadzono przepisy, które pozbawiły ją zasiłku. Kobieta jest załamana. Razem z siostrą od 1 lipca utrzymuje się tylko z 680 złotych renty Gosi. Z tego musi opłacić mieszkanie, wykupić leki, spłacić długi po zmarłej mamie. Na nic więcej im nie wystarczy. - Przyjdzie nam umrzeć z głodu - mówi pani Agnieszka.
Jak widać, upodlenie przez polski rząd osób niepełnosprawnych i ich opiekunów nie zna granic! Nowe przepisy sprawią, że prawo do specjalnego świadczenia pielęgnacyjnego może stracić nawet 100 tysięcy osób! Co będą miały z tego rząd i Ministerstwo Pracy kierowane przez bezdusznego Władysława Kosiniaka-Kamysza (32 l.)? 170 milionów złotych oszczędności... Hańba! To mniej więcej tyle, ile idzie na przywileje dla posłów.