Gdy jednak przyjrzymy się bliżej temu rządowi, okazuje się, iż jest to całkiem przeciętna, niczym niewyróżniająca się ekipa. Nie jest to ani rząd fachowców, ani nieudaczników. I wystawiając mu notę za całość rocznej działalności, nie mogę ocenić go wyżej niż na trzy z plusem.
Na pewno rozczarowani mogą się czuć ci, którzy spodziewali się, że będzie to ekipa superinteligentnych, wykształconych, zdolnych do rządzenia i robiących to wyjątkowo sprawnie ludzi. Natomiast każdy, kto zna specyfikę władzy i mechanizmy funkcjonujące w Polsce, wie, że rządzenie krajem jest zadaniem bardzo trudnym. Ministrowie gabinetu Tuska przekonali się o tym bardzo dotkliwie. Oni na początku również myśleli, że są "fajni". W rzeczywistości szybko okazało się, że od "fajności" zdecydowanie ważniejsze jest dobre przygotowanie do powierzonych im funkcji.
Odnoszę jednak wrażenie, że rząd na szczęście powoli uczy się rządzić. Oczywiście podstawowym zadaniem i sprawdzianem będzie dobre rozdysponowanie budżetu. Ważne, by tych pieniędzy nie zabrakło - przede wszystkim na wypłatę tak podstawowych świadczeń jak emerytury i renty. W związku z tym koalicja musi podejmować często niepopularne decyzje, takie jak ta dotycząca emerytur pomostowych. Swoją drogą był to chyba jedyny ruch, jaki można było podjąć, nie narażając się na gniew Polaków, a jedynie nielicznej grupy, która na tych rozwiązaniach straci. Reszta społeczeństwa może się nawet cieszyć z tego, że nie będzie musiała płacić na tych, którzy przechodzą na wcześniejsze emerytury. Inne reformy, których PO zapowiadała zresztą wiele, najprawdopodobniej nie zostaną w ogóle przeprowadzone. Powód jest prosty. Gabinet Tuska stanąłby wówczas przed realnym problemem braku koalicjanta i nie byłby w stanie rządzić. A podstawowym i najważniejszym celem tego rządu jest możliwie najdłuższe dzierżenie władzy, co zresztą w polityce nie jest niczym nowym i dziwnym. Ważne jest jednak to, aby na tym nie poprzestawać.
Teraz pytanie brzmi: na jak długo premierowi Tuskowi i jego gabinetowi starczy tej "fajności" i czy nie zdarzy się coś, co sprawi, że Polacy zaczną bardziej merytorycznie przyglądać się rządowi. Rozliczanie z konkretnych obietnic przedwyborczych nie ma chyba większego sensu, gdyż - i to też niestety jest normalne - politycy obiecują różne rzeczy, które potem niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Polacy liczą jednak, że naprawdę będzie im się żyło lepiej i oczekują, że rządzący im to zapewnią, a przynajmniej w tym pomogą. Wydaje mi się, że koalicja PO-PSL ma jeszcze szansę zrobić coś pozytywnego dla kraju, o ile tylko zaspokojona zostanie jej potrzeba długiego rządzenia.
Dorota Gawryluk
Prowadzi w Polsacie program "Konfrontacje".
Ma 36 lat