"Super Express": - Czy zapowiedź podniesienia podatków i przyznanie się do błędnej oceny sytuacji gospodarczej oznacza koniec okresu ochronnego na Donalda Tuska?
Prof. Andrzej Falkowski: - Trudno powiedzieć, bo ten miodowy miesiąc trwa w przypadku PO prawie dwa lata. Zapowiedź kroków, które będą dotkliwe dla społeczeństwa, jest ewidentnym "wzmocnieniem negatywnym". Czy przełoży się już dziś na odczucia obywateli? Pamiętajmy, że to tylko jedna z wielu decyzji rządu i nawet jeżeli sprawa podnoszenia podatków pogorszy obraz PO, może być to krótkoterminowe. Rząd będzie przecież jeszcze trwał dość długo. I będzie próbował podejmować działania przynoszące popularność i odwracające uwagę od podwyżek.
- Czym Platforma może chcieć przykryć złe wrażenie wynikające z podwyżek? Czy elementem tego posunięcia mogło być np. nagłośnienie kandydatury Jerzego Buzka na szefa Europarlamentu?
- Przykrycie to odpowiednie słowo. W marketingu politycznym nazywamy to kreowaniem zdarzeń towarzyszących. Pojawiają się i mają na celu odsunięcie uwagi społeczeństwa od kwestii naprawdę istotnych. Buzek mógł być takim elementem, ale szukałbym ich raczej w sprawach krajowych. Zwróćmy uwagę na dość niespodziewany hałas wokół in vitro albo ustawy medialnej.
- Spór w PO wokół "ustawy Gowina" bądź zerwanie uzgodnień z SLD i PSL w sprawie mediów publicznych mogły być zaplanowane?
- Mogły. Jakże skutecznie odciągnęły one uwagę mediów i obywateli od innych spraw! Nie dziwi mnie też, że rząd mógł ukrywać pomyłkę w ocenie sytuacji gospodarczej kraju ze względu na kampanię wyborczą.
- Wyborców też to nie dziwi?
- Polscy wyborcy przyzwyczaili się już do niespełniania obietnic przez polityków. I to, że seryjnie nie wywiązują się z nich Tusk i Platforma nie będzie jakimś szokiem. Każdy rząd ograł też już schemat, w którym po wielkich zapowiedziach znajduje jakiś powód, dla którego tych planów nie realizuje, a społeczeństwo nie powinno czuć się oszukane. Platforma usiłuje grać elementami racjonalnymi: kryzys, dziura budżetowa, konieczność dostosowania się do wymagań strefy euro. Obywatele postrzegają rząd głównie przez kwestie społeczno-polityczne. I samo mówienie o gospodarce mogą brać za dobrą monetę.
- Podnoszenie cen i podatków uderzy jednak ludzi po kieszeni.
- Zwróćmy uwagę, że Tusk i Rostowski mówią o podwyżkach w przyszłym roku. W takiej sytuacji np. podniesienie podatków PIT uderzy obywateli dopiero po kampanii prezydenckiej. Donald Tusk ma nadzieję zasiadać już wówczas w Pałacu. Po drugie, Platforma słyszy z wielu krajów sygnały o tym, że recesja zaczyna nieco słabnąć. Może więc liczyć, że podniesienie podatków przy lepszej koniunkturze nie okaże się aż tak dotkliwe. Po trzecie, gabinet Tuska nie osiągnął jeszcze półmetka, a partie na Zachodzie podnoszą podatki właśnie w tej pierwszej fazie rządów, zaś drastycznie obniżają je pod koniec, przed kolejnymi wyborami. Dlatego takie manipulowanie podatkami - jeśli jest właściwie rozplanowane w czasie - może być dla PO dość bezpieczne
Prof. Andrzej Falkowski
Specjalista ds. wizerunku, kierownik Katedry Psychologii Marketingu SWPS