"Super Express": - Czy któryś z cudów obiecywanych przed rokiem przez PO dosięgnął pana w sposób szczególny?
Józef Oleksy: - Niestety, nie czuję się natchniony ani szczególnie obdarowany. To było hasło na wyrost i wielka wyborcza przenośnia.
- Tyle że tysiące Polaków wzięło ją na serio...
- Ci, którzy odebrali to dosłownie, są dzisiaj sfrustrowani.
- Jak pan ocenia rok rządu Tuska?
- To był rok przymierzania się do rządzenia. W pierwszych miesiącach oglądaliśmy kompletną bierność i... wiarę w miłość. Ekipa Tuska dopiero uczyła się rządzić. Okazało się również, że pełne szuflady pomysłów i gotowe projekty ustaw były jedynie wyborczą propagandą. Mam nadzieję, że coś dobrego wyniknie z obecnego przyspieszenia legislacyjnego. Zasługą jest to, że rząd zmienił atmosferę publiczną. I zaradził grozie odwetu, którą uprawiała ekipa Kaczyńskiego. Pytanie, jak daleko na niechęci do PiS można jechać?
- Bilans wypada kiepsko...
- To na pewno nie był rok przełomu. Z drugiej strony nie zdarzyło się nic złego, co tę ekipę obciąża. Nic nam ten rząd nie zepsuł.
- A może ta bierność to celowa taktyka Tuska, który chce spokojnie prześlizgnąć się do wyborów prezydenckich?
- Takie scenariusze zdarzają się, są jednak szkodliwe dla państwa i obywateli. Scena polityczna nie jest od tego, by spełniać ambicje najwybitniejszych nawet polityków, ale po to, by organizować ład społeczny i państwowy. To wymaga żmudnej pracy i zgody. A tej nie było - ani między rządem i opozycją, ani rządem i prezydentem, który prowadzi coraz bardziej propisowską politykę.
- Czyli wszystko przez prezydenta?
- Nie, dużo gorszy jest brak koncepcji i dreptanie w miejscu. Szum w mediach nie zastąpi budowy autostrad, prywatyzacji, ograniczenia biurokracji. A lista "grzeszków" jest znacznie dłuższa, to np. żałosny poziom wykorzystania środków unijnych.
- Jakim premierem jest Tusk?
- Porusza się dobrze. Jest politykiem świadomym swojej roli i tego, że rządzenie to nie tylko ilość ustaw i rozporządzeń, ale także dobra atmosfera między ludźmi a władzą.
- A więc ideał?
- Nie wiem, jak kieruje ministrami. A to poważna pułapka, w którą może wpaść najlepszy nawet szef rządu. Premier może mieć bardzo dużo dobrej woli, przebojowych pomysłów. Pytanie, jak radzi sobie z machiną administracji państwowej, która jest inercyjna. Obawiam się, że Tusk może nie mieć wystarczającej siły.
- Trzeba mieć dobrych pomagierów. Kaczyński miał Gosiewskiego, który wzywał ministrów na dywanik. U Tuska taką rolę pełni Schetyna?
- W PO Schetyna trzymał dyscyplinę, w rządzie jest bardziej szarą eminencją. Liczą się z nim, ale nie przy zadaniach, które trzeba wykonywać na bieżąco. Więc on może postraszyć, jednak wiele nie wskóra. Nie jest chyba odpowiednio umocowany w sprawach socjalnych, ekonomicznych. A te mają wydźwięk społeczny. Tusk i Schetyna dobrali się na zasadzie lider i jego wierny cień.
- Którego ministra wymieniłby pan?
- Co najmniej parę osób, w tym ministrów Kopacz i Grabarczyka. Za dobrego ministra uważam Schetynę, Sikorskiego i Ćwiąkalskiego. Pozostałych mało znam. Nie lansują swoich pomysłów, co nie wystawia im najlepszego świadectwa.
- W PO i rządzie nie brakuje polityków z ambicjami. Ktoś z nich może rzucić Tuskowi rękawicę?
- Tusk ma w swoim otoczeniu postacie, które aspirują do autonomiczności politycznej. Pytanie, na ile jego przywództwo jest dzisiaj twarde. Jeśli powinie mu się noga i zanotuje kilka poważnych wpadek, może się spodziewać oschłej reakcji także wśród swoich.