Dlatego rządowy pomysł, żeby z dziurą budżetową walczyć, wyciągając z naszych portfeli pieniądze, wydaje się niepokojący i daleki od politycznej liberalnej linii. Przypomnijmy, że to właśnie liberałowie twierdzą najczęściej, że pieniądze w rękach pracujących obywateli stymulują rozwój gospodarki, a ściągane od nich przez urzędników zazwyczaj tę gospodarkę psują, pobudzając biurokrację i korupcję. Więc jak? Chcemy psuć gospodarkę?
W czasach kryzysu, który właśnie przeżywamy, Polakom coraz trudniej związać koniec z końcem. Oszczędzamy już nie na luksusach, ale często na jedzeniu. Rosną koszty żywności, energii, czynszów, kredytów, wywozu śmieci... A teraz jeszcze rząd chce zaskoczyć nas przykrą niespodzianką: chce wprowadzić quasi-podatek, który - jak wyliczyliśmy - może zabrać każdemu od kilkunastu do kilkuset złotych miesięcznie. Czy naprawdę jedynym pomysłem rządu na ratowanie budżetu jest zabieranie pieniędzy obywatelom?